2018-09-27, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Jakie ja mam szczęście, że zamieszkałam w mega przyjaznej kamienicy. Ludzie – super, choć i nas dotknęły trudności. Myślałam sobie, na Nowym Mieście mieszkają przyjaźni z gruntu ludzie. No i nie. Jednak nie.
Najpierw będzie rzeczywiście o dobrych sąsiadach. W mega zamierzchłych czasach, kiedy się tu osiedlałam, tu w kamienicy na Nowym Mieście, wszyscy znajomi mówili – głupia jesteś, głupia do maksa, bo trafiasz w środowisko zasiedziałe. Lubisz jazz, klasykę, dużo słuchasz, czasem głośno. Oglądasz żużel, czasem się drzesz…Będzie sąsiadom przeszkadzać, będą przykrzy, będą upiorni. I co? I nie byli, nie są. Mam najlepszych z możliwych sąsiadów. Najlepszych. Co prawda dotknęło nas i nieszczęście, ale razem daliśmy sobie radę. Trochę nas to kosztowało, ale daliśmy radę.
A po co o tym piszę? Aby na dzień dobry przekonać wszystkich, że dobrzy sąsiedzi to skarb. To coś, co w zamierzchłych czasach wszyscy Polacy, wówczas mieszkających głównie po wioskach, wiedzieli. Dobry sąsiad, to taki, który pomoże, który pożyczy trochę soli, który powie, że umiera mi pies i będzie trochę mało przyjemnie. Ale mój pies – przecież go znasz, musi mieć czas. Dla mnie to oczywista oczywistość. My sobie z tym radzimy. My na Nowym Mieście.
Natomiast wcale nie rozumiem tego, co spotkało moją ulubioną znajomą. Mam na myśli Natalię Ślizowską, kreatorkę mody, stylistkę, wizjonerkę, artystkę w końcu. Natalię, która dodaje uroku miastu, sypie pieprz tam, gdzie lukier był, oraz kładzie lukier tam, gdzie pieprzu było za dużo. Natalia, kolorowy ptak, którego winni nam wszyscy zazdrościć, zaczynała na Chrobrego tak, mała pracownia, coś na rozbieg. A potem się okazało, że jej wyobraźnia, jej talent, to znacznie więcej, niż tylko mała pracownia. To coś ofiarowanego miastu. To super ciekawe projekty, to wyjazdy do Łodzi po materiały, to trochę dalej po oddech. Po coś, co implementuje do miasta. I ma nadzieję, że miasto przyjmie.
Ale po tym, po całkiem świetnych projektach, po widowiskowych wydarzeniach, okazało się, że Gorzów mały jest. Bardzo to małe miasto i ciasno myśli. Ktoś Natalii zepsuł samochód. Ktoś kolejny raz zepsuł. Ktoś dokuczył. Ktoś doniósł o dziwnych rzeczach, z którymi Natalia związków żadnych nie ma. Ktoś uprzejmie doniósł, że Natalia to jakaś bogaczka.
Ani Natalia bogaczką nie jest, ani nic złego nie zrobiła, co więcej, zrobiła mega dużo. Każdemu, kto pluje na Natalię, kto uszkadza jej samochód, kto stara się zablokować jej pomysły, powiem jedno – a ujawnij się gościu/kobieto. Podejmiemy dyskusję. Podejmiemy – bo Natalia Ślizowska to wizjonerka, to artystka, to kreatorka. To dobro tego miasta. O innych za jakiś czas będzie. Jak kto Natalii znów samochód uszkodzi, albo cokolwiek złego zrobi, to postaram się mocno, aby wiadomym było, kto. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że to trudno. Ale każde trudności są do pokonania. Powtórzę, Natalia Ślizowska, jej pracownia, salon tak w prawdzie to jasny punkt w mieście. I każdy durny sąsiad, który tego nie rozumie, jej sąsiad, winien się pięć razy mocno zastanowić. Dobrze mieć dobrych sąsiadów. Może Natalia takich się doczeka. Nikt już jej życia nie będzie uprzykrzał. Nikt. A dobra dodanego miastu temu nikt jej nie odbierze. Może pora, żeby tę prawdę zrozumieli ci, co Natalii życie uprzykrzają. Jej kolorowa wyobraźnia tylko ubarwia to miasto. I jak fajnie, że tak pięknie.
Ja mam fantastycznych sąsiadów, jaka szkoda, że Natalia nie… Liczę, że się zmieni.
Przyjrzałam się maleńkiej burzy w necie, która dotyczyła materiału promującego „rodową siedzibę księcia Lubomirskiego-Lanckorońskiego w Lubniewicach”. Tak, tak, dokładnie tak.