2018-10-02, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Co prawda, rzecz wydarzyła się podczas weekendu. Coś okropnego udało się szybko naprawić, ale myślę, że rzecz jest warta trochę głębszego namysłu.
A było tak. Siedziałam w Miasteczku i miałam chwilkę, żeby zerknąć na media społecznościowe. I tam znalazłam informację, że jakaś chuligańska ręka uczyniła rzecz okropną. Jakiś ktoś namalował na muralu przedstawiającym Danutę Siedzikównę Inkę znak swastyki. Informację udostępnił mój przemiły znajomy Stanisław Czerczak, znany z walki o wolność poglądów i równość wobec prawa. Razem ze swoim synkiem Jerzym usiłował nawet ten gadzi znak zmyć. Jak się nie udawało, zaapelował o pomoc. Gorzowianie nie zawiedli. Pomocna ręka szybko się zmobilizowała. Gadzi symbol został usunięty. Brawo Staszek, wielkie brawo za całą akcję. Wielkie brawo i podzięka owej pomocnej ręce. Znów jest tak, jak być powinno.
Jak dla mnie, ta historia, to wydarzenie jest przyczynkiem do trochę innych rzeczy, ale związanych z malowaniem, gdzie i co popadnie, zwykle zwanym przeze mnie pacianiem. Otóż w zamierzchłych czasach, będzie ze 20 lat temu lub coś w podobie, obowiązywała niepisana reguła. Pojawia się mural, dobry – to ma sobie być. Nie paciamy po nowych elewacjach, nie paciamy po nowych bramach, no nie paciamy po czymś, co kogoś mogło drogo kosztować. O pacianiu po takich muralach, jak wizerunek Inki, i to w dodatku w taki sposób żaden szanujący się grafficiarz zwyczajnie by nie pomyślał, bo to godziło w jego kodeks. Ale czasy mają to do siebie, że się nieustannie zmieniają. Każdy może sobie kupić farbkę, każdy może wymyślić sobie jakiś ideogram i dawaj.
No i dawaj poszło. Bandy poszły w miasto. Każdy znaczył wszystko, pojawiło się n durnowatych malunków mylnie odczytywanych jako szlachetna sztuka graffiti. To było i jest zwykłe chuligaństwo oraz barbarzyństwo.
Pierwszy raz z czymś takim miałam do czynienia kilka poważnych lat temu, kiedy jako wspólnota w kamienicy wzięliśmy udział w programie odnowy bram na Nowym Mieście. Musieliśmy się zdecydować, czy chcemy, czy nas na to stać. Zdecydowaliśmy się i przeżyliśmy kilka długich dni z czarnym plastikiem, który robił za bramę. A potem było pięknie, a potem było pięknie przez dwa dni. Bo jakaś chuligańska ręka popaciała naszą piękną bramę, nasze wrota do kamienicy. Pamiętam, jak wówczas stałam i patrzyłam na to barbarzyństwo. Płakać mnie się chciało i nie dlatego, że moje ciężko zarobione pieniądze włożone w remont poszły się widowiskowo dziobać. Płakać mnie się chciało, bo jakiś durny dureń zniszczył coś ładnego. Nie zauważył, że ładne się pojawiło. Trzeba było w jego durnej głowie zostawić swój znak. I od tego czasu cały czas to widzę. Takie myślenie.
Ktoś włoży ogromną kasę na elewację, na bramę, na wejście. Przez chwilkę jest ładnie, a potem jakiś durny idiota zapacia. Zupełnie niedawno, ze dwa dni temu, widziałam taką bramę w pięknie odnowionej kamienicy. Ledwo ją wstawiono, a już zapaciana została. Widziałam zafrasowanych mieszkańców, którzy ciężką kasę wyłożyli na remont, a tu durny chuligan ze sprejem sprawił, że remont poszedł się dziobać. Ludzie nie byli bliscy łez. Klęli, co dziwne nie jest. I się odgrażali, że jak złapią takiego kogoś, to marny jego los.
Ostatnio tak jest, że niemal każdego z nas coś takiego dotyka. Piszę o tym, bo ostatnio w Gorzowie pojawiło się sporo odnowionych, ślicznych miejsc. I zwyczajnie się boję, że niedouki ze sprejami znów zniszczą owo coś ładnego. Nie piszę, gdzie, bo nie chcę podpowiadać.
Rozumiem przywileje młodości, rozumiem potrzebę ekspresji, ale nie rozumiem jednak jednej rzeczy. Jak można świadomie niszczyć coś naprawdę ładnego, coś odnowionego, albo coś, co jest rzeczywiście wyrazem artyzmu. Zdaję sobie sprawę, że to kolejny już głos wołania na puszczy, bo nikomu chyba na tym nie zależy. Mnie jednak zależy. Mnie i jeszcze paru innym.
Powtórzę, nie mam nic naprzeciw szlachetnej sztuce graffiti, ale przeciwko wandalom ze sprejami jak najbardziej. Szkoda, że lata temu wyprowadzono z polskich szkół kształcenie estetyczne. Bo właśnie na tych lekcjach można byłoby powiedzieć i pokazać, czym jest szlachetna sztuka graffiti, a czym barbarzyństwo z sprejem w ręce.
Dlatego teraz mamy to, co mamy. Potencjalnie jednak ładne miasto, z kamienicami i nie tylko przywracanymi do życia, a za chwilkę znów zniszczonymi przez jednak idiotów.
Ludziom, którym jakiś kretyn zniszczył bramę, drogą i ślicznie zrobioną, serdecznie współczuję. Szkoda, że jakoś cały czas nie udaje się durniów namierzyć i przykładnie ukarać. Ukarać w taki sposób, że musieliby odtworzyć zniszczoną substancję. A droga ona jest, oj droga.
Ps. I jeszcze miało być o jednej rzeczy, ale wobec dwóch wydarzeń dziś wszystko z przeszłości stało się nieważne. Po pierwsze, do kraju wrócili siatkarze – mistrzowie świata… Meczu finałowego nie oglądałam, nie dlatego, że nie cenię, ale bałam się emocji. Mój tata całe życie grał w siatkę, liga mniej niż powiatowa to była, ale emocje były wręcz mistrzowskie. Tata zaszczepił mi faństwo do siatki. Bałam się tego meczu, więc grzecznie jakieś głupoty w paśmie filmowym oglądałam. A potem – no gratulacje. A mówią, że piłka kopana jest sportem narodowym. Chyba jednak nie. Tak, jak godnie przywitano siatkarzy, mistrzów świata, to tylko znakomita rekomendacja i laurka dla polskich kibiców. W Gorzowie fanów volley jest moc. Fanów i czynnych graczy.
A drugie wydarzenie, to już bolesna strata dla kultury. Z ziemskim padołem pożegnał się Charles Aznavour, właściwie Szahnur Waghinak Aznawurian, po ormiańsku Շահնուր Վաղինակ Ազնավուրյան. Miał 94 lata. Wielka postać piosenki. Niewysoki pan, który swoim charakterystycznym głosem sprawiał, że drżały serca, nawet tych durnych nastolatek, które absolutnie nie miały prawa wiedzieć, kim był, bo to już inna bajka. A jednak bajka ich matek i ich samych w tym przypadku była często zbieżna. Kolejna wielka postać przeniosła się na Niebieską Łąkę Artystów. Szkoda i żal. Szczęściem piosenki zostają.
Przyjrzałam się maleńkiej burzy w necie, która dotyczyła materiału promującego „rodową siedzibę księcia Lubomirskiego-Lanckorońskiego w Lubniewicach”. Tak, tak, dokładnie tak.