2018-10-04, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Tylko drobiazg i aż logistyczna zmiana spowodowały, że znów można pójść do muzeum w sobotę. Bardzo dobry gest.
Gorzów to nie dla przykładu Poczdam, gdzie wszystkie muzea w wielkim sezonie turystycznym są otwarte szeroko w soboty. Ok, za duże porównanie, niech zatem będzie Stargard. Miast mniejsze, jednak nasycenie zabytkami ma trzy albo cztery razy większe, niż Gorzów. Tam też w soboty można, a wręcz trzeba wejść do muzeum rozpisanego na trzy placówki. No dobrze, Stargard to miasto, które ma w całym zachodniopomorskim najwięcej zabytków, i choć mniejszy od Gorzowa jest, to też może niezbyt dobry przykład. Niech zatem będzie Opole – miasto porównywalne do wielkości. Co do zabytków, jednak nie, ale jeśli chodzi o muzea, to dostępne są w soboty. A jak tak sobie poskaczemy po różnych miastach, z zabytkami najwyższej klasy, ale i tymi z mniejszą liczbą, to i tak zawsze są dostępne w soboty, bo tak już na całym świecie w muzealnictwie jest – instytucje pracują od wtorku do niedzieli w sensie otwarcia dla turystów, w poniedziałki nie, bo muszą trochę z kwitami, znaczy z dokumentami powalczyć. Ale znam i takie, które nawet w poniedziałek, dla grup zorganizowanych swoje podwoje otworzą. Ot choćby w słowackim Kieżmarku (Kežmarok), i nawet dobrego przewodnika mówiącego świetnie po polsku zapewnią.
Od lat to był właśnie problem z gorzowskim muzeum – bo logistyka, bo godziny pracy, bo nikt nie przyjdzie, bo coś tam. I jeszcze coś tam. Dlatego zamknięte w soboty było. Teraz się zmienia. Fakt, może nikt na hura nie przyleci oglądać salonu fabrykanckiego, kartusza herbowego i paru innych rzeczy stanowiących stalą kolekcję, ale dla powagi domu, dla tradycji muzealnictwa, dla wpisania się w szeroko pojmowaną sieć europejskich placówek muzealnych, to jest znakomita decyzja.
To takie niemodne dziś określenie, dla powagi i prestiżu domu, dla powagi i prestiżu wizerunku. Moim jednak zdaniem, to akurat jest niezmiernie istotne. Od powagi w podejściu do własnego wizerunku, powagi w podejściu do instytucji wiele, a może nawet wszystko zależy. Dlatego bardzo to dobra decyzja. Inna rzecz, że nikt nie lubi pracować w te dni, kiedy narodek generalnie odpoczywa, ale praca w kulturze na tym właśnie polega. Pracuje się, kiedy inni odpoczywają. Zresztą podobnie jest w turystyce. No co zrobić, Tak jest i już. Dyskusji na ten temat nie ma i nie powinno być. Jak kto nie chce, to gdzie indziej winien pracować. Instytucje kultury bowiem tak działają i tego się od nich oczekuje.
I z drugiego kątka, też z gatunku tych kątków, które dobre są. Otóż miasto porozumiało się z PKP, nie wiem, jaka spółka z miliona, ale jednak. Otóż rzecz tyczy tego, że nisze po remoncie estakady mają służyć głównie jako miejsca na gastronomię. Dobrze by było, żeby może też na jakąś niewielką galerię, w każdym razie na coś, co służyć będzie zarówno mieszkańcom, którzy taką funkcję nisz pokochali, ale i tym turystom, którzy do nas zajrzą. Innymi słowy, oddala się przestraszająca mnie osobiście wizja, że PKP zrobi, co zechce, a miasto prewencyjny płot ustawi. Bo i takie pomysły były. Jeśli rzeczywiście tak się stanie, że po remoncie estakady wrócą knajpki i knajpeczki, to tylko ręce do oklasków składać i się zwyczajnie cieszyć. I będzie czym ewentualnych turystów znów wabić. Bo z własnego doświadczenia przewodnickiego wiem, że nabrzeże, znaczy bulwary, choć obecnie zabałaganione trwającym remontem i tak się podobają.
Trzeba mieć nadzieję, że remont w końcu dobiegnie końca, pojawią się znów ciekawi dzierżawcy i znów będziemy tam latać na dobry makaron, a turyści znów będą szczęśliwi, że jednak reklama ich nie okłamała i można rzeczywiście na chwilkę tam przysiąść, napić się kawy, zjeść coś dobrego, pogapić się na rzekę. A potem bezpiecznie i szybko wsiąść do autokaru, który też tam niedaleko musi zaparkować. Niby nie dużo, a jednak aż tak dużo…
Ps. Obejrzałam „Kler” Wojtka Smarzowskiego. Komplet był w kinie. Powiem tak – z filmoznawczego punktu widzenia – znakomicie wyważone wątki, ciekawie poprowadzona narracja, pierwsza czwórka aktorska – wybornie, role na nagrody. Epizody – bez zarzutu i też na nagrody. Jako całość – ciekawa i generalnie ponadpolska opowieść o instytucji, która ma bardzo długą tradycję i właśnie ta tradycja sprawiła, że ma totalną zadyszkę. A właściwie jest pogrążona w mocnym kryzysie. W Gorzowie krucjat przed kinem nie było. Tylko przez weekend blisko 6 tys. widzów. Rekord absolutny tylko w skali lokalnej. A recenzja – nie moja. Najpierw oklaski po zakończeniu a potem podsłuchana opinia – No wiesz, co innego wiedzieć, a co innego zobaczyć tak wprost… I dodam. Zanim ktoś będzie krytykował czy chwalił, niech obejrzy. Wojciech Smarzowski w swojej karierze zrobił mocniejsze filmy. Bardziej brutalne, bardziej okrutne, ale tak dolegliwego, tak bolącego, to jeszcze nie. Łotr pozostaje łotrem, dobry człowiek dobrym człowiekiem. A ten, który balansuje pomiędzy, szczęściem a posłuszeństwem wobec machiny, znajduje własną ścieżkę. Skłania do myślenia.
Przyjrzałam się maleńkiej burzy w necie, która dotyczyła materiału promującego „rodową siedzibę księcia Lubomirskiego-Lanckorońskiego w Lubniewicach”. Tak, tak, dokładnie tak.