2018-10-18, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
No i jak tu nie lubić polskich kolei. Nieustannie dostarczają człowiekowi rozrywki i niespodzianek. Myślałam, że już mnie niewiele zaskoczy, ale jednak widać koleje mają jeszcze większą wyobraźnię niż moja.
No i lada chwila znów będę sobie mogła popodróżować do stolicy przez Miasteczko. Co prawda już kiedyś tak było. Jeździł wygodny dla mnie pociąg, z którego korzystałam, ale potem przestał jeździć. Dlaczego przestał? Bo był nieopłacalny. A dlaczego był nieopłacalny? Bo niemal w 10 sekund po jego uruchomieniu wszyscy pokumali, że nie warto kupować biletów, bo można to zrobić u pana konduktora. Płaciło się jakieś nieduże pieniądze i się spokojnie jechało. Robili to wszyscy. Wszyscy. Nikt nie był święty. Dlatego też trudno się dziwić, że połączenie szybko wycofano.
A tu teraz taki siurpryz. Znów będzie się jechać tą trasą. Powód jest prosty, linia do Krzyża idzie do rewitalizacji i jakoś dziurę trzeba załatać. I tak czarny punkt na mapach komunikacyjnych, za jaki ja mam Gorzów jednak ostatecznie od cywilizacji i innych kierunków odcięty nie będzie. Co prawda, nie bardzo sobie to wyobrażam, ale jak już zaznaczyłam, ludzie kolei mają tę wyobraźnię pięć razy większą.
Bo przecież trzeba być geniuszem połączeń, aby tak ustawić wszystkie pociągi do Kostrzyna, że na połączenie do Miasta z Niedźwiadkiem za każdym razem trzeba czekać przynajmniej pół godziny. No ale co tam, dobrze, że choć kilka takowych istnieje.
No i teraz z innego kątka. Wrócił Zenon Bauer do centrum, znaczy jego popiersie. Jest zdecydowanie inne, niż pierwowzór. Poprzednia rzeźba to była sama głowa usadzona na postumencie. Przyznam, wyglądało to troszkę dziwnie. Teraz mamy klasyczne popiersie, mnie się bardziej podoba. Myślę, że ojcowie fundatorzy powinni jednak zaciągnąć wartę przy tej rzeźbie, bo poczucia patriotyzmu gorzowskim złomiarzom raczej nie przybyło. I swoją drogą to straszne, że takie rzeczy się wyczyniają. W każdym razie mam nadzieję, że tym razem żadna zła ręka na tę rzeźbę się nie zamachnie.
Ps. A o tym, co się wyrabia przy Łaźni, zwyczajnie strach pisać….
Przyjrzałam się maleńkiej burzy w necie, która dotyczyła materiału promującego „rodową siedzibę księcia Lubomirskiego-Lanckorońskiego w Lubniewicach”. Tak, tak, dokładnie tak.