2019-01-08, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Jednak miasto ma pecha. Ciągle jacyś zieloni gadają o wycince drzew. Co więcej, protestują. Miasto coś tam tłumaczy, ale z tego niewiele wynika.
Od jakiegoś czasu obserwuję akcję zielonych, którzy zabiegają o to, aby nie wycinać kolejnych drzew w mieście. Ja się generalnie na zielsku nie znam, ale wiem jedno, bardzo, ale to bardzo je lubię. Lubię zwłaszcza drzewa, bo cień dają, bo przyjemnie jest, kiedy miasto dusi skwar, a można sobie iść w cieniu. Dlatego też całym sercem, obiema rękami się pod tą petycją podpisuję.
Dobrze, że jest w mieście grupa aktywnych ludzi, którzy przyglądają się działaniom władzy, próbują je oceniać właśnie od tej strony. Robią wszystko, co w ich mocy, aby przeciwdziałać złym praktykom wycinki drzew, bo wiedzą, że bez drzew to jednak długo nie pociągniemy. Dobrze, że zieloni wzięli się za obronę parku Słowiańskiego. Ja zresztą od samego początku tego feralnego pomysłu byłam przeciwko. Uważam, że ugorów w mieście – w granicach jest miasta dość, aby tam budować hale sportowe, hotele, kolejne baseny czy Bóg wie co jeszcze. Rozumiem też, że dobrze by było stworzyć jednolity kompleks sportowy w oparciu o Słowiankę. Ale skoro na szali położyć koszty tego pomysłu, zwłaszcza koszty społeczne i ekologiczne wycinki drzew, to zwyczajnie, moim zdaniem oczywiście, nie warto. Bo w długiej perspektywie zwyczajnie się to nie opłaca. Bo to będzie jednak szkoda wielka.
Mocno trzymam kciuki za zielonych, bardzo mocno, choć jak się przyjrzeć, co się wydarzyło za ostatni czas w mieście, boję się, że ich wysiłki i sensowne argumenty pójdą jednak na nice…
I z podobnego kątka, też zielonego. Otóż nie milknie dyskusja na temat skwerku przy Łaźni. I też padają te same argumenty, że gdzieś pod zwałami kostki, płytek zaginał skwerek. Szkoda wydaje się być nie do odrobienia, co zrobić. Ale bardzo dobre jest to, że jednak kolejni ludzie podnoszą kwestię tego, że stała się właśnie szkoda. Podobnie jest z tą nieszczęsną ścieżką nad Kłodawką. Coraz więcej jest głosów krytykujących.
Przyjrzałam się maleńkiej burzy w necie, która dotyczyła materiału promującego „rodową siedzibę księcia Lubomirskiego-Lanckorońskiego w Lubniewicach”. Tak, tak, dokładnie tak.