2019-01-25, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Pognało mnie wczoraj na bazar, bo coś tam koniecznie potrzebowałam kupić. A tu zonk. Wszystkie kramy zamknięte, co zresztą dziwne nie jest.
Kiedy kupcy na nadwarciańskim bazarze zamykają swoje kramy, znaczy, nie ma żartów. Znaczy zima sobie o Mieście przypomniała. Powiem tak, dziwnie się chodzi po takich miejscach, kiedy wszystko poza malutkim barem jest zamknięte, wiszą jakieś łańcuszki a w całości unosi się radosna muzyczka.
Ja bardzo dokładnie rozumiem kupców. Absolutnie nie oczekuję, aby otwierali swoje kramy, kiedy rzeczywiście – 6 Celsjusza na dworze. Nikomu nie chce się marznąć, bo i też raczej trudno się spodziewać, że komukolwiek zechce się ruszać na zakupy w taką pogodę. Jak już, to na zakupy do przyjemniejszych miejsc, jakimi są galerie – jeśli kto rzeczywiście lubi zakupy.
A że z lekka upiornie to miejsce wygląda, kiedy nie ma w nim życia, to już zupełnie inna jakość.
O tym, że zima sobie o Mieście przypomniała, świadczą także kry na Warcie. Przegapiłam moment, kiedy zaczęły się tworzyć placki śryżowe. W każdym razie kra już płynie. Mnie to cieszy, bo po morderczym lecie w końcu jest chłodno. Tak naprawdę chłodno. Do zim stulecia nam jeszcze daleko, ale ja się zwyczajnie bałam, że zima zapomniała o tym kątku i cały czas będzie tylko ciepło. Poszłam się pogapić właśnie na krę i jak stałam nad Wartą, byłam jedyna. Wszyscy inni szybkim krokiem lecieli gdzieś do ciepła.
A skoro o zimie będzie, to oglądam sobie programy o smogu duszącym miasta tu i ówdzie. Przykro się patrzy na Miasto Smoka Wawelskiego, które jakoś szczególnie na ten smog jest narażone. Miasto nasze ma jednak malutki kroczek do przodu – KAWKA, o której już wiele razy i raczej w dobrych słowach pisałam. O tak jest. Przynajmniej na Nowym Mieście ten okropny zaduch, z jakim miałam do czynienia przez poprzednie lata zniknął lub znacząco się zmniejszył.
I pomyśleć, że kiedyś trzeba było ludzi namawiać na założenie miejskiego ciepła. Ludzi, którzy w większości dziś sobie nie wyobrażają, że mieliby znów palić w piecach i dygać węgiel na wysokie piętra.
Przyjrzałam się maleńkiej burzy w necie, która dotyczyła materiału promującego „rodową siedzibę księcia Lubomirskiego-Lanckorońskiego w Lubniewicach”. Tak, tak, dokładnie tak.