2019-02-15, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Już wiadomo, że znów przedłuży się remont estakady. Tym razem niby do czerwca. Przykro się patrzy na to, co tam teraz jest.
A jednak kolej nie zawodzi. Dzielnie trzyma się zasady, że jeśli można się spóźnić, to się spóźnić trzeba. I to zarówno w rozkładach, jak i w robotach. Lokalne media poinformowały, że właśnie w czerwcu ma być koniec prac na tym zabytku, już chyba tylko z nazwy, bo mało co tam zabytkowego jest.
Byłoby bardzo dobrze, żeby ten termin został dotrzymany, choć ja jakoś zupełnie w to nie wierzę, bo jeśli nie, to coraz realniej przybliża się do nas widok końca. Końca centrum swego czasu całkiem sporego miasta. Dlaczego tak twierdzę?
Ano z prostej przyczyny. Co idę na Sikorskiego, choć staram się tego nie robić, to widzę kolejne ubytki, kolejne puste witryny. I nigdy jakoś nie udało mnie się zobaczyć nikogo, kto by tam pracował. Tam zaczyna się robić strasznie.
Podobnie patrzę na estakadę. Przecież tam były swego czasu bardzo fajne knajpki z naprawdę dobrym jedzeniem. Przez chwilkę zrobiło się nawet jakby luksusowo – żeby zacytować klasyczkę. Stały sobie latem stoliki i wygodne sofy na zewnątrz. Ludzieńki tam ściągały z całego miasta. A teraz co? A teraz nic. Myślę, że jak kto z inwestorów wziął na przeczekanie, to chyba zwyczajnie powoli ma dość stałego odwlekanie terminu końca inwestycji.
I powiem tak. Czegoś nie rozumiem. Nie rozumiem tego, że zakochani w Gorzowie rdzenni mieszkańcy (ja nie, bo się tu nie urodziłam, do szkół nie chadzałam i mieszkam „zaledwie” 18 lat, więc w opinii tych prawdziwych nie mogę być rdzenną), nie krytykują tego, co się w centrum wyczynia. Łykają każdą opustkę, jak gęś kartoflane kluski. Nie słyszałam od dawna słowa krytyki pod adresem włodarzy miasta – wszystko się wszystkim podoba? Naprawdę? To ja takiego miejscowego patriotyzmu nie rozumiem. Bo moim zdaniem nie tak to powinno wyglądać. Podobnie ma się sprawa ze ślimaczącym się remontem estakady. Też się wszystkim podoba? Naprawdę?
OK. Skoro się wszystkim podoba, to myślę, że lokalni patrioci i zakochani do maksa w mieście muszą się nastawić na to, że za chwilkę stanie tu tablica z napisem „Koniec wszystkiego”. Z miasta już uciekają mieszkańcy. A jak ten kociokwik w centrum i na estakadzie jeszcze się będzie przedłużał, to tu naprawdę nikt nie zechce zostać. I będzie płacz oraz łzy krokodylowe….
Przyjrzałam się maleńkiej burzy w necie, która dotyczyła materiału promującego „rodową siedzibę księcia Lubomirskiego-Lanckorońskiego w Lubniewicach”. Tak, tak, dokładnie tak.