2019-03-05, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Mam na myśli kamienicę, wpisaną do rejestru zabytków, miejsce, które winne być otoczone ochroną wszelaką. Miasto dawno temu dom ten sprzedało i raczej nie myśli, co dalej z tym budynkiem.
Prawa rynku są proste. Ktoś kupił, ktoś odpowiada. Tak stało się z kamienicą przy Łokietka 17 – przepiękną zresztą, ale o jej urodzie świadczyć mogą tylko pocztówki z czasów świetnych Landsbergu. Od lat na nią patrzę. Mnie boli degradacja, ale jak mocno może boleć Roberta Piotrowskiego, który na tę degradacją patrzy codzienne, bo z własnego domu to widzi, nie wnikam. Boli go bardzo mocno.
Chcieliśmy bardzo – Robert, ja, Zbyszek, inni ludzie, aby kamienica służyła – jak już została sprzedana w prywatne ręce, to nich służy. Miały tam być różne rzeczy. Nic się nie udało. Stoi budynek, wewnątrz podparty balusiami z sosny. Stoi i jest wyrzutem sumienia. Wyrzutem nie tego szeryfa, ani poprzedniego. Wyrzutem sumienia generalnie zmian, które miały się zemścić w przyszłości. I się zemściły, bo nikt nie myślał wówczas w sposób konstruktywny.
Kamienica, przepiękna, poszła w prywatne ręce. Ręce, które nijak nie potrafią się nią zająć w żaden cywilizowany sposób. Kamienica niszczeje. Niszczeje bardzo. Opowieści o przywróceniu jej do życia jednak można między bajki włożyć.
Oczywiście, wszyscy się martwią, co się dzieje z tym budynkiem. Martwią się ci, co wiedzą, że jak za chwilkę, już za momencik, dom się zawali, a mało brakuje, to zawali się cała pierzeja ulicy Łokietka. Naprawdę mało brakuje. Dom na razie się trzyma, nie wiem czego, ale się trzyma. Stoi. Mimo braku zainteresowania kogokolwiek. Stoi.
Trzyma się, bo jest kocią przystanią. Nie dalej jak wczoraj obserwowałam pewną kocią mamę, kociarę gorzowską, która dokonywała rzeczy niezwykłych, aby kocią strawę kotom podać. To był majstersztyk. Majstersztyk działań. Zapytałam, jak pomóc i dlaczego tu, usłyszałam, że koty tu lubią być. A czemu im się jedzenie przynosi. Bo tak.
Miastu Gorzów udaje się wiele rzeczy. Ale żeby przepiękną kamienicę oddać nie wiadomo komu, a tak po prawdzie koci matkom, to gratulacje. Koci matki będą tam chodziły zawsze, bo tak mają. Będą, bo tak mają. A miasto będzie się bujało z innymi właścicielami. I będzie się handryczyć o wszystko. A jak nam się pół Nowego Miasta zawali? Kto będzie winny? Nikt..
Dziwne nie jest. Taki świat, taka rzeczywistość.
Przyjrzałam się maleńkiej burzy w necie, która dotyczyła materiału promującego „rodową siedzibę księcia Lubomirskiego-Lanckorońskiego w Lubniewicach”. Tak, tak, dokładnie tak.