2019-03-12, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
A jednak to dziwne miasto jest. Z jednej strony co i rusz ktoś ogłasza akcję sprzątania, a z drugiej odpady ciągle się w przestrzeni publicznej pojawiają.
Tym razem w niedzielę ci, którym leży na sercu dobro przestrzeni publicznej, pójdą sprzątać Sady, czyli spłachetek zieleni, jaki został na maksymalnie zatłoczonym Górczynie. Ma być przyjemnie, piknikowo, a przy okazji z lekka pracowicie, bo naprawdę robić jest co. To kolejna obywatelska, proporządkowa akcja. Bo entuzjaści sprzątają w miarę regularnie dolinę Srebrnej oraz Murawy Gorzowskie.
I za to chwalić pod niebiosa organizatorów trzeba. Ale z drugiej strony to trochę utopijne działania, bo ledwo kto posprząta, zaraz znajdzie się jakiś brudas, który natychmiast naśmieci, nazwozi różnego badziewia. Potem znów ludzie ogłaszają akcję sprzątania, następnie znów ktoś naśmieci i tak w kółko Macieju.
Kolejny raz powiem, że nie rozumiem tego. Nie rozumiem, jak gruz z remontu mieszkania, jakieś elektrośmieci można wyrzucać na pobliski skwer czy do parku. Podobnie jak nie rozumiem, że ktoś mieszka w willi, a odpadki domowe cichcem podrzuca do śmietników w centrum miasta, bo cały czas takie rzeczy się zdarzają. Ale widać taka natura człowieka, co zrobisz. Podobnie jak nie bardzo wiadomo, co zrobić z palaczami, którzy czas spędzają na własnych parapetach, bo oglądanie tuż podokiennej rzeczywistości jest dla nich najbardziej zajmujące, a pety rzucają na chodnik pod oknem. Mam tego przykłady w swoim bezpośrednim sąsiedztwie. Oglądam takie obrazki niemal codziennie. I też nie mogę tego zrozumieć. Widać moja wyobraźnia ma jednak granice, choć jeszcze do niedawna wydawało mnie się, że jest akurat odwrotnie.
Przyjrzałam się maleńkiej burzy w necie, która dotyczyła materiału promującego „rodową siedzibę księcia Lubomirskiego-Lanckorońskiego w Lubniewicach”. Tak, tak, dokładnie tak.