2019-03-27, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Drugie życie drzew, specjalne techniki koszenia traw, dosadzanie kwiatów – to w Gorzowie? Ależ skąd, to na Dolnym Śląsku.
Przemiła znajoma podesłała mi tekst o tym, jak stolica Dolnego Śląska zamierza dbać o zieleń. Ano bardzo i to bardzo pieczołowicie. Bo urzędnicy dostali konkretne wytyczne od specjalistów, co i jak mają robić, jak dbać o poszczególne elementy zielonego środowiska. Mało tego, takiego podejścia do trawy i drzew chcą sami mieszkańcy Wrocławia. Tam wyraźnie brzmi nie dla wycinek drzew, nie dla likwidowania krzewów, nie dla likwidowania skrawków zieleni. I władza to usłyszała, władza uznała, że skoro mieszkańcy chcą, to urząd musi tak robić.
Pomyślałam chwilkę o tym, co u nas. No i co? No i smutno mnie się zrobiło. Bo w mieście też nie ma społecznego przyzwolenia na wycinki drzew, też nie było na likwidację zakrzewień, też nie było zgody na zastępowanie trawników jakimiś paskudnymi ścieżkami. Nie mogę patrzeć na to, co stało się przy Strzeleckiej dla przykładu. Boję się kolejnych pomysłów, a na tzw. rewitalizację czeka kolejny park. Może zanim urzędnicy w Mieście zaczną go rewitalizować, pojadą do stolicy Dolnego Śląska i wezmą udział w szkoleniach, jakie tam są prowadzone dla zieleniarzy… Bo że nie jeżdżą na żadne targi turystyczne, to zrozumiałam, przecież tu nie ma niczego, co można pokazać turystom. Ale szkolenia dla zielskoznawców w urzędzie by się przydały. Przecież tu ciągle trochę tego zielska rośnie.
I z drugiego kątka. Książnica wojewódzka szuka wolontariuszy, którzy będą chcieli konwersować po polsku z cudzoziemcami tu mieszkającymi. To kolejny krok pomocy właśnie obcokrajowcom. I kolejna aktywność książnicy oraz bibliotekarzy. Nic, tylko chwalić.
Przyjrzałam się maleńkiej burzy w necie, która dotyczyła materiału promującego „rodową siedzibę księcia Lubomirskiego-Lanckorońskiego w Lubniewicach”. Tak, tak, dokładnie tak.