2019-03-30, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Powiem tak, strach się bać. Przynajmniej ja tak mam. Zaczynam z lekka nerwowo reagować na doniesienia o kolejnych remontach.
Miasto ogłosiło, że zamierza remontować ul. Chrobrego. No i się zmartwiłam, że kolejny kawałek miasta uznawany za centrum ma szansę stać się martwym. Bo jak się patrzy na to, co się wyczynia w centrum z remontem Sikorskiego, to można się spodziewać powtórki z rozrywki.
Ostatnio szłam znów ul. Sikorskiego, ale w towarzystwie przemiłej znajomej, która co jakiś czas specjalnie chodzi po centrum. I to od niej usłyszałam, że będzie dramat i tragedia, bo na pewno nie uda się przywrócić życia w centrum do tego stopnia, w jakim tu ono było.
No i ja się obawiam, że jak się zacznie remont Chrobrego, to będzie dokładnie tak samo. Przeżyłam zresztą już przebudowę Szlaku Królewskiego. Mam na myśli tę straszliwą decyzję o wydziabaniu drzew z ulicy. Teraz ma się zmienić wszystko, może znów ktoś jakieś drzewa zechce posadzić.
Powiem otwartym tekstem. Zwyczajnie nie wierzę, że miasto może skutecznie, szybko i bez poślizgów poprowadzić jakikolwiek remont, zwłaszcza przebudowę ulic. Nie wierzę i nic mnie nie przekona do zmiany myślenia.
A teraz z drugiego kątka. Mam znajomych, którzy twierdzą, że Gorzów to stan umysłu. I coś w tym jest. Bo właśnie chuliganeria gorzowska uroczyście ozdobiła wszystkie kosze na śmieci uroczystymi i pięknymi malunkami zwanymi przez nich graffiti lub tagami, a przeze mnie zwykłymi paciagami. Kosze na śmieci na nowym lotnisku gorzowskim, za jaki mam skwerek przy Łaźni. I chyba tradycyjnie tylko mnie przeszkadza takie chuligaństwo.
Gorzów to stan umysłu. Może i dobrze, że ja nie jestem z Gorzowa.
Przyjrzałam się maleńkiej burzy w necie, która dotyczyła materiału promującego „rodową siedzibę księcia Lubomirskiego-Lanckorońskiego w Lubniewicach”. Tak, tak, dokładnie tak.