2019-06-06, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
No i chyba pora zacząć się bać pogodowego armagedonu. Skoro na ulice wyjeżdżają polewaczki i stawiane są kurtyny, znaczy dobrze nie jest.
Zagapiłam się wczoraj na polewaczkę. Jechała sobie taka cysterna i polewała asfalt. Stałam przez chwilkę w upale i już na sam widok zrobiło mnie się odrobineczkę chłodniej. Przyznam, że dawno nie widziałam takiego obrazka w mieście. Jestem przyzwyczajona do polewaczek gdzieś tam w Polsce czy u zachodnich sąsiadów, do których się często wyprawiam, ale żeby asfalt w Mieście…
No i kurtyny wodne – bardzo dobrze, że są. Bo też choć na chwilkę schładzają. Inna rzecz, że nie byłyby aż tak bardzo potrzebne, gdyby nie wycinanie drzew i krzewów w centrum. Ale labidzić nie będę, bo każdy wie, iż wycinanie drzew, generalnie zieleni, uważam za coś na kształt barbarzyństwa z daleko idącymi i już dającymi się przewidzieć konsekwencjami.
No i powiem tak, skoro polewaczki i kurtyny, to znaczy, że upały znów przekraczają trudną do wytrzymania granicę. No zwyczajnie strach się bać.
A teraz z drugiego kątka. Otóż już za kilka dni wielka bitwa o Santok oraz zjazd byłych mieszkańców w Lubniewicach. Właśnie o takie jakości w celebrowaniu dni miast i miasteczek mnie generalnie chodzi. Coś związanego z lokalną historią, coś oryginalnego, coś ciekawego. Tak to powinno wyglądać.
Chwała tym, którzy ufundowali tablicę pamiątkową dedykowaną księdzu Józefowi Czapranowi. Tylko dlaczego zrobili to tak tragicznie źle?