2019-07-26, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Wczoraj widziałam na ulicach miasta polewaczki. Do późna jeździły. Ledwo woda zdążyła spaść na asfalt, a droga już natychmiast robiła się sucha.
W mieście zaczęła się walka z upałami. Stanęły kurtyny wodne i bardzo dobrze, bo przy okazji w niektórych miejscach traweczki trochę wilgoci dostaną. Mało tego, widziałam polewaczki, które kursowały po centrum, nawet po mojej ulicy. I co znamienne, woda maksymalnie szybko wysychała. Ale dobre choć i to. Miasto stara się ulżyć mieszkańcom w upał jak potrafi. Chwalić należy.
Ale, ale, bo zawsze jest jakieś ale. Z drugiej strony także wczoraj widziałam świeżo wygolony, znaczy wykoszony trawnik w Parku Róż. Zdziwiło mnie to bardzo, bo nawet ja, laik zielskowy już wiem, że przy takich temperaturach i rzeczywistym niedostatku wody trawy się nie kosi. Dlaczego? Ano z prostej przyczyny. Jest ona pięć a może dziesięć razy bardziej podatna na wysychanie. Zresztą w parku już straszą placki wyschniętej, rudej trawy.
No i jak zacięta płyta wrócę do kwestii imprezy motorowej na nadwarciańskich błoniach. Miasto nadal milczy. Ani słowa odpowiedzi na moje dwa kwity nie dostałam, zawarciańscy, co zebrali ponad 200 podpisów w proteście, też nic nie mają. Czyli mamy pewną schizofrenię. Z jednej strony stawia się kurtyny wodne i ochładza asfalt, a z drugiej milczy się jak zaklęty w kwestii niszczenia sporych i jednak dobrze się mających połaci zieleni nad Wartą. No cóż. Jak już wiele razy wszyscy powtarzali, Gorzów to stan umysłu.
Ten stan umysłu pozwala także wrzucać mieszkańcom różne badziewie do Kłodawki, śmiecić na ulicach, a potem wyrzekać… No cóż.
Chwała tym, którzy ufundowali tablicę pamiątkową dedykowaną księdzu Józefowi Czapranowi. Tylko dlaczego zrobili to tak tragicznie źle?