2019-08-12, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Przeraziłam się. Mocno. Łyse placki pod drzewami, nieliczna trawka co i rusz koszona niemal do gleby. Tak wygląda niegdyś świetne miejsce.
Kwadrat po rewitalizacji, a moim zdaniem po degradacji, wygląda coraz, coraz gorzej. Coraz bardziej przypomina betonową pustynię a nie przyjazne miejsce do odpoczynku. Pod drzewami na tych durnowatych wyspach zieleni, marniutkiej trawki nie uświadczysz. Płyty, które pokryły całą przestrzeń, nagrzewają się w dzień i w nocy oddają nagromadzone ciepło. Z lekka hutniczy piec się robi.
A teraz jeszcze jacyś oszalali kosiarze tam się pojawili i pracowicie wydziabali to, co tam jeszcze żyło.
Nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem takiej gospodarki zielenią. A właściwie degospodarki. Bo wszystko, co tu się dzieje, idzie w poprzek temu, co się dzieje na zachodzie, ale i na północnym wschodzie, gdzie jednak te trawki rosną i mają się dobrze. O tym czymś strasznym, co powstało przy Filharmonii, pisać zwyczajnie nie zamierzam, bo to jest najlepsze świadectwo tego, aby autorów tego koszmaru już nigdy i nigdzie nie zatrudniać. Choć nieszczęściem, ta sama firma przebudowuje park Siemiradzkiego. Dlatego boję się tam pójść.
Boli mnie takie podejście do zieleni w mieście, tym bardziej, że ona jest potrzebna, bo bez niej się udusimy. Zresztą i tak zwolna się dusimy.
Dlatego z przyjemnością i podziwem patrzę na niektórych właścicieli psów. Mijam bardzo często panią z takim stareńkim czarnym psem na smyczy. Pani sprząta po ulubieńcu. Mało tego, ma zawsze ze sobą butelkę z wodą i od czasu do czasu poi zwierzę. Wzruszająca potrafi być troska o drugie stworzenie.
Chwała tym, którzy ufundowali tablicę pamiątkową dedykowaną księdzu Józefowi Czapranowi. Tylko dlaczego zrobili to tak tragicznie źle?