2019-09-23, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Wielkie dzieło pomocy dzieciom ruszyło. Trzeba się było nagadać i napisać, aby tak się stało. Swoją drogą to taki papierek lakmusowy…
Przez całe lato obserwowałam wycieczki przedszkolaków – grupowe i rodziców oraz dziadków z własnymi pociechami, jak się odbijały od płotu placu zabaw. Nie powiem, jakich słów nasłuchała się ochrona i pracownicy techniczni Filharmonii od zawiedzonych rodziców. Ale w końcu jest. Dzieło wsparcia dzieci w ich radosnym bytowaniu w końcu ruszyło. I bardzo dobrze, bo to rzeczywiście wstyd, żeby nowoczesny plac stał ogrodzony płotem i zamknięty na kłódkę. Inna rzecz, że ja zwyczajnie nie rozumiem, jak to mogło tak długo trwać. Ale ja nietechniczna jestem, więc nie będę wydziwiać.
Plac ruszył, ale jak dla mnie nadal wadliwie. Dlaczego wadliwie? Ano dlatego, że organizator, w tym wypadku Magistrat, nie pomyślał o jednym bardzo ważnym, o którym ja ciągle piszę. Nie pomyślał o toaletach. A to chyba najważniejszy punkt jest. I piszę to jako naprawdę doświadczony organizator różnych wycieczek – tych bliższych i tych dalszych. Bo na każdej takiej najważniejsza jest toaleta. Jak jej nie ma, to nic się nie uda.
Co ma plac zabaw wspólnego z wycieczką? Ano to ma, że każde wyjście z przedszkola czy szkoły zorganizowanej grupy jest wycieczką. I zawsze pierwsze pytanie, które się słyszy na takowej to – gdzie jest toaleta? Podkreślam – gdzie jest toaleta? W całym Mieście na placach jednej ręki można policzyć takowe i dostępne dla wszystkich. Nie ma ich w takich miejscach, w jakich powinny, czyli choćby na placach zabaw. Skąd wiem? Bo przestałam dla przykładu chodzić po parku Wiosny Ludów. Zwyczajnie się nie da, bo cuchnie.
No i pytanie zatem się pojawia? Czy magistrat zwyczajnie nie pomyślał? Czy też zwyczajnie nie wie, że tu toaleta jest potrzebna? Zobaczymy, co z tego wyjdzie… Myślę, że jak zwykle nic.
Chwała tym, którzy ufundowali tablicę pamiątkową dedykowaną księdzu Józefowi Czapranowi. Tylko dlaczego zrobili to tak tragicznie źle?