2019-09-28, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Miasto zaprosiło do konkursu na potrawę z renetki, którą da się zamknąć w słoiku. No i ma to być taki produkt, jak nie przymierzając, krakowskie precle.
Miasto postanowiło jeszcze mocniej postawić na promocję renety landsberskiej i bardzo dobrze. Trzeba dbać o to, co jest własne i cenne. Ale jak zwykle poszło jakoś, moim zdaniem, po krzywej. A dlaczego? Ano z prostego powodu. Ważna urzędniczka, tłumacząc ideę gorzowskiego słoika jabłkowego, ogłosiła, że ma to być potrawa zamknięta w słoiku i zrobiona z renetki. No i poinformowała miasto oraz świat, że ma to być taki produkt, jak nie przymierzając – krakowski precel, poznański rogal marciński czy toruński piernik (ja bym tu jeszcze dodała toruńskie lody od Lenczewskiego, na które potrafią przyjechać ludzie z Gdańska, który ma nota bene swoją goldwasser, czyli gdańską złotówkę). I nie zauważyła w swoim wywodzie zasadniczej różnicy, pomiędzy tymi produktami.
A polega ona na tym, że wszystkie te trzy znaki kulinarne danych miast można kupić i natychmiast zjeść. Nie ma nic przyjemniejszego, niż łazić po Toruniu z kubkiem kawy i piernikiem w garści – przynajmniej ja tak ostatnio zrobiłam. Podobnie jest w mieście smoka czy w Poznaniu.
A jak jeść danie zamknięte w słoiku? To jest jakieś trudne – przynajmniej dla mnie, bo trzeba ten słoik otworzyć, potem z reguły takie jedzenie trzeba podgrzać, a jak tu turysta choćby z pobliskiego Poznania ma sobie podgrzewać jedzenie na placu obok katedry? No chyba, że magistrat ograniczy konkurs do dań na zimno i do każdego słoika doda łyżeczkę…
Kpię sobie trochę z pomysłu, który mógł być naprawdę super, ale niekiedy naprawdę nie warto kombinować i wymyślać dodatkowych rzeczy, kiedy coś może być proste i ciekawe.
A propos jedzenia z jabłek – widziałam ostatnio wybitnie ciekawy strudel – nie taki wiedeński czy coś na kształt. Taki zupełnie inny – jak smakuje? Nie wiem. Ale wyglądał ładnie. I jeśli już robić konkursy jedzeniowe, na znaki kulturowe, które z reguły kierowane są do turystów, to właśnie tak.
Ps. A kto lubi muzykę hiszpańską, a nie chciało mu się przyjść w piątkowy wieczór do Filharmonii Gorzowskiej, niech żałuje… Concierto de Aranjuerez i wszystko w temacie.
Chwała tym, którzy ufundowali tablicę pamiątkową dedykowaną księdzu Józefowi Czapranowi. Tylko dlaczego zrobili to tak tragicznie źle?