2019-10-24, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Nie lubię parad motocyklistów i nie ma znaczenia czy to koniec, czy początek sezonu. Szczęściem teraz nawet nie będę słyszeć tego ryku.
Żadną tajemnicą nie jest, że daleko mi do środowiska motocyklistów. Ne rozumiem konieczności głośnych i ryczących otwarć i zamknięć sezonów. Nie lubię ich zlotów, nie lubię całego tego anturażu. A dlaczego? To też tajemnicą nie jest. Kilka razy dzięki właśnie motocyklistom byłam w sytuacji granicznej. Najbliżej mi śmierci było, kiedy taki jeden jechał na jednym kole po Sikorskiego tuż przy przejściu dla pieszych.
I od razu powiem – nie przekonują mnie w żaden sposób twierdzenia, że prawdziwi motocykliści to szlachetna ludzia, a ci co kręcą kółka po mieście na ścigaczach, to odrębna ekipa. Dla mnie to jedni i ci sami.
Dlatego też denerwuje mnie jeżdżenie po mieście w zwartej kolumnie i ryczenie tak, że człowiekowi mózg się na drugą stronę wywraca. Nie rozumiem, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, bezrozumnego marnowania energii tylko po to, żeby przejechać się przez i tak zakorkowane miasto, wyprodukować dodatkową ilość spalin, energii i zostawić po sobie olbrzymi ślad węglowy.
Jak już kto chce świętować zakończenie sezonu, choć po prawdzie to bzdura w ocieplonym klimacie, to niech sobie ryźnie do Gdańska albo Torunia. Przejedzie się, coś ładnego po drodze zobaczy.
Nie widzę i nigdy nie zobaczę potrzeby takiej manifestacji tego, że się jest straceńcem. Dodam, że od ostatniej imprezy na nadwarciańskich łąkach w generalności straciłam sympatię do wszelakich zmotoryzowanych środowisk.
A teraz z drugiego kątka. Otóż ogarnęło mnie szaleństwo grzybowe, niczym w XVII wieku w Holandii gorączka tulipanowa. U moich rodziców za płotem jest niewielki laseczek. Nigdy zresztą nikt go nie traktował poważnie, bo to zaledwie kilkadziesiąt drzew. I co? I w tym małym spłachetku lasu w tym roku urosły grzyby. Ja tam chodzę, zbieram i coraz mocniej jestem zaskoczona. Bo kto by się spodziewał, że właśnie za płotem można zebrać śliczne podgrzybki na zupkę lub coś w podobie. A to się z tymi grzybami w tym roku porobiło…. No nic, znów pójdę, może znów coś znajdę…
Ps. I tylko dla porządku domu. 120 lat mija dokładnie dziś, kiedy to z okazji swych 70. urodzin radca Friedrich Quilitz (1829-1923) podarował miastu 14 mórg [= 3,6 ha] swych gruntów, w tym teren dawnego wyrobiska piasku wraz z posesją przy ul. Drzymały 30, dzięki czemu tzw. park na szańcach został zagospodarowany na całej szerokości i otrzymał imię fundatora, obecnie Park Siemiradzkiego. Jeszcze park jakoś jest, bo jak po remoncie wróci do użytku, to okaże się, że same alejki zostały…
Mamy to szczęście, my melomani, że do naszej Filharmonii zaglądają najlepsi. Kolejny raz się składa, że w Konkursie Chopinowskim wystąpi aż dwóch muzyków, którzy byli i będą u nas.