2019-12-13, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Zawiało mnie do ulubionej księgarni. Obiecywałam sobie milion i jeden raz, że już koniec. Że już nic nie kupię. No i co? No i wyszłam z książką.
Dzielnie się do tej pory trzymałam. Nawet jak wchodziłam do księgarni, to wychodziłam bez zakupów. Choć korciło mnie nie raz i nie drugi Ale nie. Trudno. Słowo się rzekło, kobyłka u płotu. Nie kupuję. Aż do wczoraj się to udawało.
Po dość paskudnym, z różnych powodów, dniu wlazłam do księgarni ulubionej mojej. No i znalazłam księgę ogromniastą. Wzrok się na niej zatrzymał i było już po mnie i moim postanowieniu. Tom liczy 700 stron i zatytułowany jest „Niemcy. Zbiorowa pamięć narodu”. Napisał ją brytyjski historyk Neil MacGregor. Przejrzałam dość pobieżnie. No i decyzja – biorę, bo mnie się do moich peregrynacji po ziemiach zachodnich sąsiadów wybitnie przyda. Do mojego myślenia o tym kraju, do różnych dywagacji podczas wycieczek, które prowadzę. Dla mnie samej jednak przede wszystkim.
Dopiero w domu, kiedy sobie zaparzyłam mocnej herbaty z imbirem, zaczęłam rzecz całą dość dokładnie kartkować. I tu masz panie dziejku oraz ty babo z plackiem, odkryłam, że w olbrzymiej księdze jest mowa o Chriście Wolf. Tak, tak, o Chriście Wolf, która się tu w Landsbergu urodziła i która o owym Landsbergu, ale już z pozycji Gorzowa napisała książkę „Wzorce dzieciństwa”. Brytyjski autor przywołał osobę Christy w kontekście jej dwóch rzeczy – opowiadania „Co pozostanie” oraz powieści „Niebo podzielone”. Uznał bowiem jej teksty za najbardziej reprezentatywne literacko jeśli chodzi o Stasi, problem inwigilowania zwykłych ludzi przez Stasi, ale także jeśli chodzi o problemy tożsamości Niemców w czasach NRD i RFN. Mało tego, w olbrzymim tomie jest zdjęcie pisarki z jej berlińskiego gabinetu.
I jak dla mnie to jest rzecz niebywała. Bo ktoś z zewnątrz, patrzący z uwagą i to bardzo wnikliwą, zauważa pisarstwo Christy Wolf. Uznaje je za ważne. Wybiera jej nieprostą literaturę, choć ma masę innej. I też na ten temat.
Odkąd aktywnie zajmuję się historią miasta i regionu, odkąd zaczęłam czytać literaturę Christy Wolf, jest dla mnie jasne, że to znakomita pisarka. I w tym kontekście, kontekście tej książki – wielkiego eseju, trzeba znów podziękować tym, którzy ufundowali rzeźbkę Nelly, czyli bohaterki „Wzorców”, w istocie alter ego samej Christy. A przecież było ględzenie i gadanie – ale po co?, komu to potrzebne?
Nam wszystkim mieszkającym w tym mieście to potrzebne jest. Gdyby były lekcje regionalizmu w szkołach, a ich nie ma, bo lepiej wydawać kasę na co innego, to u nas w Mieście nad trzema rzekami czytalibyśmy razem z dzieciakami fragmenty prozy Christy Wolf, ale też i Natalii Bukowieckiej-Kruszony. A tak pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że dzieciaki same kiedyś zainteresują się rzeźbką, zapragną wiedzieć, co za książkę ma w ręce i może zechcą ją przeczytać. A tak swoją drogą i przy okazji. Przydałoby się nowe tłumaczenie tej znakomitej powieści…. Eseju, zakamuflowanego pamiętnika, książki świetnej. „Wzorców dzieciństwa”.
I z drugiego rogu, bo kątek to zwyczajnie za mało, a mańka to policzek. Dziś 13 grudnia, 38. rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Miałam wówczas 17 lat i byłam na spotkaniu Rady Naczelnej Związku Harcerstwa Polskiego w Bydgoszczy. Dla mnie to było bardzo duże wydarzenie. Pamiętam, jak jechaliśmy do Bydgoszczy. Była zima, może to trudno dziś sobie wyobrazić. I nagle na tych zmrożonych drogach minęliśmy kolumnę pojazdów opancerzonych. Żartowaliśmy wówczas, że wojsko jedzie po Jana Rulewskiego. Minęły dwa dni i wczesnym rankiem w ową niedzielę obudziło mnie pukanie do drzwi w hotelu. Za nimi stała moja druhna komendant. – Szybko się pakuj. Stało się coś złego – powiedziała mocno zmartwiona. Nie było netu, nie było TVN24, nawet nie działała telewizja ówczesna. Ale szybko usłyszeliśmy, że jest stan wojenny. Rada zawiesiła obrady. Stanęliśmy wszyscy w kręgu, jak to harcerze i skauci na całym świecie czynią w takich ważnych chwilach. Zaśpiewaliśmy Hymn Harcerski. Miał on inną jakość, aniżeli do tej pory. Rozjeżdżaliśmy się wszyscy do swoich miast z mocnym postanowieniem, że w kontakcie. I tylko tyle, bo nikt z nas, nastolatków, ale i dorosłych, nie bardzo wiedział, co myśleć, co będzie dalej. Pamiętam drogę do Gorzowa. Zmarznięty, cichy kraj, zepsute ogrzewanie w samochodzie, marznące szyby i my. Co jakiś czas jakieś leśne dziadki nas sprawdzały. Dojechaliśmy do miasta. Musiałam dojechać jeszcze do Skwierzyny. Pierwszy i jedyny raz jechałam na gapę, bez biletu autobusem rejsowym. A jak dojechałam, to jeszcze musiałam dojść do domu. Szłam przez ciemne już miasto, miasto mały garnizon, którym wówczas Skwierzyna była. Przy blokach zamieszkanych przez rodziny wojskowych paliły się węgle w koksownikach, a straż trzymali żołnierze z długą bronią. Nigdy tego nie zapomnę. Ani ci żołnierze, ani ja, bo innych na ulicach nie było, nie wiedzieliśmy, jak się zachować. Powiedzieć dzień dobry, czy też spuścić oczy i iść dalej.
A potem to już było wszystko, co każdy zna. Stan wojenny był jednym z kilku gwoździ do zabicia wieka tej trumny, za jaką mam ówczesny system. Przeżyliśmy. I teraz też przeżyjemy. Mniej lub bardziej poranieni, ale przeżyjemy.
Miastu przybędzie kolejny honorowy obywatel. Ten zaszczyt przypadł panu senatorowi Władysławowi Komarnickiemu.