2019-12-31, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Miasto po latach podjęło decyzję, że miejski sylwester, bez huku fajerwerków, za to z laserami, w końcu schodzi z bulwaru. Tym razem będzie na placu Grunwaldzkim.
Bardzo dobra decyzja. Plac jest obszerny, o wiele bardziej predestynowany do sylwestra miejskiego niż jednak wąski bulwar. Nie będzie ciągnąć od wody. Nie ma szans, że jakiś niedopitek wpadnie do rzeki i trudno go będzie ratować, bo inne niedopitki przy innych imprezach ukradły koła ratunkowe. Nie dla potrzeby jakiekolwiek, tylko czystego fun. Bo przecież nie ma nic bardziej zabawnego, niż w lekko pijanym widzie rzucać pomarańczowymi kołami. Dobrze je widać, można urządzić zawody, które koło szybciej znajdzie się w głównym nurcie Warci naszej kochanej.
A serio, naprawdę dobra decyzja. Owe sylwestry na bulwarze miały bowiem jeden cel. Pokazać gorzowianom, że przybyło im miejsce do spacerów, do siedzenia nad rzeką. I to się udało. Widać to było, kiedy ruszył remont estakady, to gorzowianie gremialnie domagali się szybkiego zakończenia, bo przecież lato idzie i gdzie my będziemy czas spędzać.
Oglądałam przygotowania do miejskiego sylwestra na placu. Patrzyłam na ustawianie sceny i jedna rzecz mnie uderzyła. Otóż będzie ona stała frontem do ulicy Mieszka I. Za nią znajdzie się pomnik oraz Dzwon Pokoju.
I tu mnie coś zabolało. No jak to, scena tyłem do Dzwonu Pokoju? Zasłoni Dzwon? Bo raczej nie przypuszczam, aby ktoś pomyślał o wyeksponowaniu Dzwonu. Jeśli się mylę, to tylko dobrze świadczy o organizatorach, ale raczej nie przypuszczam, abym się myliła. Myślę, że scena zasłoni ten Dzwon. Będzie on cichy i niemy. Nikt poza kilkoma może uczestnikami miejskiej fiesty będzie o nim pamiętał.
I tu już duża szkoda. Gorzów właśnie za sprawą Dzwonu Pokoju należy do bardzo elitarnego klubu miast, gdzie takie miejsca są. Poczynając od Hiroszimy, przez Boston, Poznań i jeszcze kilka, naprawdę tylko kilka miast. Taki Dzwon to coś niezwykłego. To miejsce, gdzie bije serce pokoju. Ja wiem, że to górnolotnie brzmi, ale tak to czuję. Od momentu, kiedy tego roku stanęłam w Hiroszimie obok ich dzwonu, tak mam coraz bardziej.
Moim zdaniem nie wolno takich symboli pokoju właśnie zasłaniać. Żadna impreza tego nie usprawiedliwia. Jak pięknie by było, żeby wkomponować Dzwon w scenę. Oświetlić. Pozwolić na to, aby gorzowianie na niego patrzyli i się zastanawiali. Potem moment odliczania czasu do godziny 0. I uderzenie w niego, życzenia od władz miasta mieszkańcom, miastu i okolicy. A potem dalej impreza z Dzwonem w tle. Niczemu to nie umniejsza, niczego nikomu nie ujmuje, a generalnie dodaje – powagi, ale i znaczenia. Znaczenia życzeń. Bo jak dzwoni Dzwon Pokoju, przy okazji taki piękny jak nasz, tak pięknie nastrojony, to tylko dobrze może być. Do tego błękitne światło. Oj się rozmarzyłam.
Nie będę miała okazji sama sprawdzić. Obowiązki zawodowe sprawiają, że noc sylwestrową spędzę nie na własnej kanapie, co uważam za szczyt luksusu i najbardziej utęskniony sposób spędzania sylwestra, tym bardziej, że mam rewelacyjną książkę, czyli „Norse Mythology” Neila Gaimana. Noc spędzę w pracy, i dlatego ani Gaimana nie będę mogła sobie poczytać, ani pójść na plac. Ale jak znam życie, to mnóstwo znajomych tam popędzi i zdjęcia w mediach społecznościowych będą. Zatem zobaczę, czy Dzwon został zasłonięty, czy też nie. Myślę, że jednak tak. Że będzie zasłonięty.
A teraz z drugiego kątka. Niedobra informacja wczoraj dotarła do Gorzowa. Teatr Osterwy poinformował, iż na Niebieską Scenę przeniósł się Krzysztof Kolba. Miał tylko 67 lat. Tylko. Przez lata pracował u Osterwy. Był śpiewającym aktorem. Zagrał bardzo wiele ciekawych ról. Kilka razy brał udział w spektaklach muzycznych, wiele razy występował w innych projektach. Pamiętam wiele jego wcieleń aktorskich. Ale piosenki „Cukierki dla panienki mam” w jego wydaniu nie zapomnę nigdy. Tekst i muzykę napisał Jacques Brel, na polski przetłumaczył Wojciech Młynarski. Śpiewa ją między innymi Marian Opania. Ale interpretacja Krzysia Kolby najbardziej zapadła mi w pamięć. Pamiętam, jak kilka lat temu Krzyś zachorował. Słałam do niego smsy, że ma wracać na scenę. Pisał, że jest dobrze. No niestety. Tylko 67 lat, w tym dekada u Osterwy. Smutek i żal. Osterwa płacze, ja razem z nimi.
Ps. Dziś mija 20. rocznica śmierci znakomitego aktora Mariana Pogasza (68 lat w chwili śmierci). Ludzie, którzy pochodzą z Poznania albo w Poznaniu studiowali, znają Mariana Pogasza jako Starego Marycha. Przez lata w poznańskim radiu miał stałą, najbardziej lubianą przez wszystkie Kaczmarki (gwarowa nazwa poznaniaków, nie pyry, a Kaczmarki właśnie) audycję, czyli Blubry Starego Marycha. Propagował gwarę miejską poznańską. Stary Marych urodził się w Krakowie, ale część życia spędził w Bogdańcu. Tu poznał smak teatru. I do końca w tym teatrze był. Pragmatyczni poznaniacy pokochali Starego Marycha wielce. Po jego śmierci ufundowali mu pomnik, rzeźbkę – Stary Marych z rowerem stoi u wlotu do ulicy Półwiejskiej. Półwiejska jest znakiem zaradności Poznania zawsze, w każdych warunkach, a Stary Marych jest obok Koziołków jego znakiem także. Mało kto wie, że Marian Pogasz ma związki z nami. A szkoda. Bo Stary Marych to marka i coś zwyczajnie pięknego
A tu próbka blubrów Starego Marychahttps://www.youtube.com/watch?v=vxImuAjr0hA Posłuchajcie, jak intrygujący, a jednocześnie ciekawy to może być język…. Gwara każda. O Bamberce też tam jest i o pomniku Mickiewicza….
Stary Marych też mieszkał u nas i z nami…
Mamy to szczęście, my melomani, że do naszej Filharmonii zaglądają najlepsi. Kolejny raz się składa, że w Konkursie Chopinowskim wystąpi aż dwóch muzyków, którzy byli i będą u nas.