2020-02-03, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Byłam dość mocno wyjęta podczas całego weekendu. Wieczorem piknął sms – Renata, gorzowianie nie chcą DPiP. Nie uwierzyłam. Ale jednak coś się zaczyna dziać.
Życie czasem sprawia głupie psikusy. Miałam w piątek napisać złośliwca, nadrobić szlak, coś tam jeszcze, a tu zonk. Życie powiedziało, że tym razem nic z planów nie będzie. Miałam nadzieję, że koniec zonków, a tu masz babo z plackiem z zakalcem. No cóż.
Dlatego też z dość dużym opóźnieniem usłyszałam, że w przestrzeni publicznej ktoś zaczyna dyskusję na temat obchodów Dnia Pamięci i Pojednania na rzecz 28 marca, czyli na rzecz oficjalnego pojawienia się polskiej administracji w mieście. Bo po co DPIP, trzeba akcentować 28 marca. I moim zdaniem, to wysoce dziwna dyskusja w dzisiejszej perspektywie. Dlaczego? Bo pamiętać trzeba i należy o obu datach.
Zanim więcej o konieczności pamięci o 30 Stycznia w takim kształcie, w jakim robimy to obecnie, to powiem jedną rzecz, może niezbyt wygodną dla tych, którzy tę dyskusję usiłują rozpocząć. Przypominam zatem, że obchody rocznicy objęcia miasta przez polską administrację zaczęły się dopiero po 1989 roku, i to nie zaraz i natychmiast, ale po jakimś czasie. Mało kto z obecnych dyskutantów miał wówczas jakąkolwiek świadomość marcowej daty. To my, regionaliści, to pani Zofia Nowakowska – Honorowa Obywatela Miasta, to gorzovianiści tacy jak Robert Piotrowski czy Jerzy Zysnarski oraz kilku innych sprawiliśmy, że data marcowa zaistniała w świadomości bardzo wielu gorzowian. Ona była zwyczajnie marginalizowana, bo przecież Gorzów stał się polski właśnie 30 stycznia. A wcale tak nie było. Bo w skrócie – do 30 stycznia był Landsberg, po 30 stycznia miasto stało się własnością nie bardzo wiadomo kogo, bo do podpisania układu w Poczdamie w sierpniu 1945 roku mogło być – na dwoje babka wróżyła. Casus Szczecina Sttetin jest tu dobrym przykładem. 28 marca umocowała się tu polska administracja, też trochę dziwnym prawem. Bo gdyby Wielka Trójka w Poczdamie uznała jednak, że należy renegocjować wcześniejsze ustalenia z Teheranu i Jałty, to ta polska administracja nie miałaby nic do gadania, tylko wrócić do Wągrowca i znów byłoby nie wiadomo co.
Stało się, jak się stało. Nikt z nas nie miał, nie ma i nigdy nie będzie miał na wpływu na wielkie młyny wielkiej Historii.
Dlatego też nie należy podważać znaczenia ważnego dnia, który pięknie się nazywa Dniem Pamięci i Pojednania. Bo pojednanie i pamięć jest w tym kontekście rzeczą kardynalną. Pojednali się i wybaczyli sobie wszelakie winy ludzie, którzy przez moment urodzenia, przez chwilkę, w której przyszło im żyć, a których przemieliła Historia. Pojednali i się i wybaczyli sobie, choć nie oni powinni to robić. Zrobili to też politycy (nie lubię polityków, ale oni uzurpują sobie wszelakie prawa). Dlatego nie można przekreślać długiej drogi dialogu do zrozumienia i w końcu przebaczenia. Nie powinno się tego robić.
Natomiast jestem jak najbardziej za oczywiście obchodami – równoległymi – daty 28 marca. Dlatego zamiast wszczynać jakieś czcze i niepotrzebne dywagacje, urządzać jakąś relatywizację tych faktów, może lepiej zastanowić się, jak to zrobić. Jak uczcić i czcić obie daty. Może właśnie z okazji 75. rocznicy pojawienia się polskiej administracji w Landsbergu – od tej chwili zwanym Gorzowem urządzić ciekawą i rzetelną sesję naukową. Do tego spotkanie popularnonaukowe. Wydać ciekawe wydawnictwo. Urządzić koncert, albo i też obywatelski piknik, na którym pojawią się autorytety, ale i wielcy fani najnowszej historii. Spotkanie, na którym będzie można posłuchać – jak to z tymi kolejarzami, którzy tu dotarli i jak z tymi, co tu przed 28 marca trafili, albo i mieszkali wcześniej, było.
Podkreślam z całą mocą. Nie populistyczne dyskusje o rzeczach trudnych, nie polityczne czy populistyczne gadki, a coś, co rozszerzy wiedzę. Widzę tu miejsce dla pani prof. Beaty Halickiej z jej książką o Polskim Dzikim Zachodzie, widzę jak najbardziej miejsce dla pani Helgi Hirsch – ja nie mam polskie buty. Widzę miejsce dla przywołanych tu już Roberta Piotrowskiego, Jerzego Zysnarskiego, widzę też miejsce dla Włodzimierza Nowaka, autora cyklu reportaży o pograniczu, znakomitych, dodam. Widzę sporą rolę Zbyszka Sejwy i Moniki Kowalskiej – autorów filmów o Landsbergu i Gorzowie i ich mieszkańcach. Zaprosiłabym oczywiście Zbigniewa Czarnucha, pana prof. Roberta Trabę, panią Ewę Wanat i jeszcze wielu, wielu innych. Do tego oczywiście koniecznie widzę prof. Dariusza Aleksandra Rymara – i to nie jako dyskutanta, ale jako moderatora, bo przecież maksymalnie i dobrze poznał pierwsze Gorzowa początki. Miejsce – albo Archiwum Państwowe, albo Książnica Wojewódzka. No byłoby super. Ja bym sobie siedziała i słuchała. I takich jak ja, byłoby, mam nadzieję, wielu.
Wiem, wiem, pomarzyć dobra rzecz. Ale bez marzeń i porywania się z motyką na Słońce nic nie ma.
Konkludując. Zanim ktoś pogrzebie Dzień Pamięci i Pojednania, niech się pięć razy zastanowi, co robi. Bo robi niedobrze. Dyskusja, tylko to ma sens. I oczywiście wydawnictwo…. Dobre, rzetelne, kolejne, bo wcześniejsze już były, ale widać ewentualni dyskutanci ich nie znają. A szkoda. Bo najnowsza biblioteka Landsbersko-Gorzowska całkiem spora jest i jest ewenementem wybitnie pozytywnym w skali kraju. Biblioteka, która między innymi na te dwie kwestie – który dzień świętować bardziej – odpowiada.
Ja tylko powiem – świętuję w sensie mentalnym obie daty. I bez wyraźnego akcentu na jedną z nich. Obie dla mnie są ważne. Naprawdę.
Mamy to szczęście, my melomani, że do naszej Filharmonii zaglądają najlepsi. Kolejny raz się składa, że w Konkursie Chopinowskim wystąpi aż dwóch muzyków, którzy byli i będą u nas.