Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Igi, Mamerta, Miry , 11 maja 2025

No i znów kolorowy biblioteczny zawrót głowy

2020-02-04, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Zanim o naszej, to przede wszystkim gratulacje bibliotece w Słubicach. Pierwsza w województwie i bardzo wysoko w rankingu ogólnokrajowym. A nasza ma tak wiele propozycji, że naprawdę coraz trudniej nadążyć.

Od chwili, kiedy umiem czytać, a to akurat umiem od zawsze, wiem, że biblioteka jest jednym z najlepszych miejsc dla zwykłego zjadacza chleba i czytelnika. Chłodno, cicho, dużo książek, mili bibliotekarze, którzy rozumieją czytelnika, nawet smarkatego, który lubi siedzieć przy półce i grzecznie sobie coś tam przeglądać. I nie przeganiają, a wręcz pytają, czy może coś jeszcze trzeba. Nawet jak taki czytelnik nie siedzi grzecznie przy stoliku, ale grzecznie na podłodze. Bo tak właśnie w bibliotekach publicznych, ale i nie tylko jest.

Wstęp niniejszy był mi bardzo potrzebny, aby przejść do sedna. Otóż z wielką i bardzo niekłamaną satysfakcją odebrałam informację, iż Biblioteka w Słubicach okazała się najlepszą w województwie i generalnie uplasowała się na 12 miejscu w kraju. Gratulacje wielkie! A piszę o tym dlatego, że bardzo wielu tubylców ma swoje zajęcia w Słubicach. Pracuje tam, uczy się, studiuje, cokolwiek. Wielu ze Słubic ma podobne relacje z miastem nas trzema rzekami. Zwyczajnie wiele nas łączy, w końcu jeden region. Dlatego moja uciecha i słowa uznania oraz właśnie gratulacje.

Inna rzecz, że w regionie jest n dobrych bibliotek. Bo jakoś tak się dzieje, że biblioteki mają szczęście do dobrych ludzi, a dobrzy ludzie do bibliotek. Bycie bibliotekarzem to na pewno powołanie. Podobnie jak z księgarzami, nauczycielami …. Zresztą wymieniać takie profesje to naprawdę długi błam atłasu. Nie da się bowiem robić nic sensownego, jeśli się tego nie lubi, nie czuje chemii. Zresztą chyba z każdym zawodem tak jest. Ale mogę się naturalnie mylić.

Wracam do bibliotek. Ma szczęście miasto nad trzema rzekami właśnie do bibliotekarzy, ale i do szefów książnic. Pisałam już o tym wiele razy, ale widać trzeba powtarzać. Najpierw Edward Jaworski udowodnił wszystkim, że jak się człowiek mocno uprze, mocno zechce, to mu się ta najtrudniejsza ze sztuk uda. Najtrudniejsza, czyli budowa nowego i nowoczesnego gmachu Książnicy. I wcale się nie przejmował, że pukali się w głowę malkontenci. Gadali ci dziwni ludzie, że po co, że nie potrzeba, że się nie uda, że biblioteki w odwrocie są, bo przecież w sieci wszystko jest. Edward Jaworski należał i nadal należy do tych ludzi, którzy owszem, rolę netu doceniają, ale co na papierze i na półce, to znacznie lepsze. A miejsce książki jest właśnie na papierze i na półce (owszem –e-book też). Wybudował książnicę i to jaką. Jedną z najpiękniejszych w kraju. Owszem, ma ona pewne niedociągnięcia, ale to mały pryszczyk. Ma miasto super obiekt kultury jeśli chodzi o biblioteki. No i zaczął rozkręcać działania książnicy. Kolorowy młyn się rozkręcił. Młyn z propozycjami.

Potem nadeszła nieuchronna zmiana pokoleniowa. Edwarda Jaworskiego zastąpił Sławomir Szenwald i kolorowy młyn rozkręcił się do maksa. Ja zwyczajnie nie nadążam za tym, co się w książnicy dzieje. Ciągle coś nowego, ciągle nowe, ciekawe propozycje, ciągle pokazywanie, że książka i bibliotekarz to fascynująca przygoda. Przygoda dla tych, którzy może po raz pierwszy w te piękne mury zajrzą. A jak zajrzą, to zwyczajnie zostaną. Bo jak nie zostać, skoro co i rusz mają spotkanie z ciekawym człowiekiem, spotkanie z rzadką książką, spotkanie z wybitnym autorem, miejsce do dyskusji, miejsce do prezentacji własnych pasji, miejsce, gdzie człowiek ma się okazję dowiedzieć choćby o Karaimach czy Tatarach Polskich. Miejsce, które jest rzetelnym wydawnictwem ciekawych książek, choć książnica rękami i nogami oraz rzęsami od określenia dom wydawniczy się opędza. A tak naprawdę jest. I w tym wszystkim rzecz nie do przecenienia. Kadra. Bibliotekarze, a właściwie panie bibliotekarki, bo 90 procent osób tam pracujących to właśnie kobiety. To one poczuły, że mogą. Mogą robić ciekawe rzeczy. Pierwszym, który tę drogę właśnie kadrze otworzył, był Edward Jaworski. Sławomir Szenwald tylko tę drogę poszerzył.

I nagle się okazało, że panie bibliotekarki znają n ludzi z ciekawymi fisiami. To one za zgodą dyrekcji tych zakręconych zapraszają i promują. To właśnie książnica udowadnia, że w Mieście nad trzema rzekami oraz w okolicy mieszka n ciekawych, których warto i trzeba pokazać. A dyrekcja tylko przyklaskuje, cieszy się, że tak.

Jest w bibliotekach miejsce na namysł, na debatę naukową, popularno-naukową, na wydawnictwa, na dyskurs na argumenty, ale i na promocję ludzi, czytelników, którzy mają pozytywne fisie. A jak wiadomo, bez fisiów, tych pozytywnych, żyć się nie da. Co więcej, te fisie bywają mocno zajmujące.

Ja tam już zwyczajnie za książnicą nie nadążam. Tyle ma propozycji bardzo różnych. Tak mają wszystkie biblioteki w regionie północny. I stąd zaszczytne miejsce Biblioteki w Słubicach. Poczekam, za rok na pewno w nowym rankingu znajdę na wysokim miejscu gorzowską. Pewna tego jestem. A co.

Ps. Skoro dziś o książkach, to spieszę poinformować, że przyleciała do mnie ciekawa książeczka. Ni mniej, ni więcej a „Maryla z Zielonego Brzegu” Sarah McCoy. Mógłby to być prequel cyklu o rudej Ani Shirey – nie można mówić Andzia czy Marchewka, ale nie jest. Nie wyszła bowiem ta książka z rąk, z pióra Lucy Maud Montgomery, czyli matki Ani, a z rąk i pióra Sarah McCoy. To opowieść o Maryli Cuthbert, Marilli, która przygarnęła sierotkę Anię. Wszyscy, którzy kochają Anię, chcieli się dowiedzieć więcej o Maryli właśnie. I teraz jest. Zabieram się do czytania. Dodam tylko, że takie zabiegi literackie, jak objaśnianie losów różnych popularnych postaci literackich są obecnie, ale chyba od zawsze, w modzie. Robą to inni pisarze. Tak jest z bohaterkami powieści Jane Austen, ale i ze Scarlett O’Harą, tą z „Przeminęło z wiatrem”, tą, którą Margaret Mitchell w pierwszym zdaniu swojej megapopularnej książki określiła tak – Scarlett O’Hara nie była piękna… Nie była? Naprawdę? Na tym polega potęga literatury i bibliotekarze bardzo dobrze o niej oraz magii książek wiedzą. A czytelnicy są im wdzięczni za podpowiedzi. Bo jak powiedziałam wcześniej, nie ma ciekawszych i lepszych miejsc dla … niż biblioteki. I tylko przy okazji pisania o książkach i bibliotekach, mocy literatury zarekomenduję jeden z moich literackich wynalazków, książkę, którą mocno pokochałam, czyli „Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek” Mary Ann Shaffer i Annie Barrows. O literaturze właśnie. A mocno smakowite przy okazji…

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x