2020-03-18, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Przeżyłam. Dziwne to uczucie jednak, kiedy z aktywności zawodowej i nie tylko zawodowej wpada się w konieczność siedzenia w domu.
Najpierw sobie trochę poczytałam, potem trochę pooglądałam telepatrzydło, potem znów sobie poczytałam. A jeszcze potem stwierdziłam, że już mam dość i chcę do pracy. Co prawda, pracę sobie przyniosłam do domu, ale jakoś mi kiepsko idzie – jestem chyba kimś, kto musi mieć bat nad głową – biurko pracowe, koleżanki za ścianą… Dyrekcję po drugiej stronie korytarza.
No cóż, dziś zasiadam kamieniem przy pracy i dopóki jej nie zrobię, nic nie będę czytać, ani oglądać.
A teraz z drugiego kątka. Późno sobie zdałam sprawę z tego, że wczoraj był Dzień Świętego Patryka. Ja tam wierząca w żadną religię nie jestem. Ale lubię tradycję. A przecież św. Patryk to patron Irlandii. I jak sobie to wczoraj przypomniałam, to najszły mnie wspominki – jak zwykle świętowaliśmy St. Patrick Day, jeszcze w tych zamierzchłych czasach, kiedy funkcjonował Lamus. Fajnie było, wszyscy przychodzili w zielonych ciuchach, piliśmy zielone piwo, gadaliśmy o Irlandii i generalnie o wszystkim. Ktoś coś śpiewał. No fajnie było.
Potem to się z lekka zmieniło, bo Lamus został zlikwidowany, ale też się spotykaliśmy, już w innych miejscach.
To był de facto mój pierwszy św. Patryk od bardzo, bardzo dawna, kiedy siedziałam w domu. I raczej bym nie chciała, aby się powtórzył.
A przede mną kolejny dzień siedzenia w domu. Ale nie dajmy się zwariować, jakoś to cholerstwo trzeba przeżyć.
Są skrawki ładnego w mieście, między innymi właśnie to miejsce do takich należy. I dobrze jest się napatrzeć, bo potem już nie ma na co.