2020-03-21, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Bardzo dobra decyzja. Bardzo. Miasto zamyka place zabaw do odwołania. Jak się okazało, wiara w zdrowy rozsądek obywateli była złudna.
Jakiś czas temu napisałam, że magistrat wraz z wyższymi urzędami pospieszył się z zamykaniem instytucji kultury. Spadła na mnie fala hejtu za tę opinię. Na hejt jestem odporna. Ale autentycznie żal mi było kilku imprez, które wówczas miały się odbyć. W tym projekt #Beethoven w FG i premiera w Teatrze Osterwy. Czekałam na te dwa wydarzenia, bardzo czekałam. O Balecie w FG w wykonaniu Baletu Dworskiego Cracovia Danza nie wspominam, bo to już żal wielki był. Oraz niemal łzy.
Ale przyzwoitość nakazuje odszczekać błędne opinie. Więc niniejszym odszczekuję. I generalnie przepraszam za nietrafne myśli oraz dość kategoryczne sądy z początku rozwoju zarazy w regionie. Ja tylko prostą bajkopisarką jestem, więc mogłam się mylić. No i się pomyliłam. Choć podparłam się zdaniem wirusologów. Dziś wiem, że nawet uczeni w sztuce zabijania wirusów i innych cholerstw latających też mogli się mylić. Z perspektywy przymusowego siedzenia w domu, pracy zdalnej i informacji, jakie zza okna dzięki telepatrzydłu oraz komputerowi dochodzą, jednak to była dobra decyzja. Decyzja o zamknięciu instytucji. Troszku wyprzedziła kwarantannę krajową, jaką na nas wszystkich nałożył rząd. I bardzo dobrze. Tak więc przepraszam i mam nadzieję, że przeprosiny dotrą tam, gdzie mają dotrzeć.
Dlatego też teraz uważam, że bardzo dobrze magistrat zrobił, ogłaszając decyzję o zamknięciu placów zabaw do odwołania. Bardzo dobra decyzja. Inna rzecz, że rozumiem rodziców małych i maleńkich, że zwyczajnie kota w głowie oraz w innej rzeczywistości dostają, kiedy im się przyszło swymi pociechami 24 godziny na dobę zajmować. Ale zwyczajnie nie ma wyjścia. Nie ma. Trzeba to sobie raz i ostatecznie powiedzieć. Trzeba się izolować. Trzeba. Bo inaczej nie przeżyjemy.
Dlatego tym bardziej ta decyzja magistratu jest na czasie. Trzeba się chronić. A dlaczego dobrze, że place zabaw zostały decyzją administracyjną zamknięte? Bo jak ludzie nie rozumieją, to trzeba im zakazać. Może to na coś się przyda.
Ze zgrozą bowiem patrzyłam i patrzę na obrazki – via Net – jak zachowują się ludzie w wielkich miastach. Jak w Wawie w Kabatach urządzają sobie grille i inne przyjemności. Jak w Bydgoszczy gremialnie spacerują w podmiejskim parku, jak gdzie indziej jeszcze wylegają na pola i łąki. Coś straszliwie strasznego. Włoskie Bergamo nie stało się dla nich nauczką? Widać nie.
Zaprzyjaźniona pani w przydomowej Żabce unieruchomiła swoje dzieci w prosty sposób. Ja muszę pracować, a ty masz siedzieć w domu. Jak nie, to obiadu nie będzie. I kolacji też, generalnie nic nie będzie. I nie ma, że boli. Nawet jak, to trudno. Siedzimy w domach.
Ps. Ponieważ siedzimy w domach, to trzeba się dzielić kulturą. Bo tylko ona nam pozwoli nie zwariować. Ja znów wróciłam do – zacytuję w mianowniku „Buddenbrokowie. Dzieje upadku rodziny” Thomasa Manna. Dostał za Buddenbroków Nobla literackiego. Powinien za Czarodziejską Górę. Bez sporu. Ale ja z tymi Buddenbrokami mam swoją prywatną historię. Jakiś czas temu tam jechałam, do Lubeki. Na kilka dni. Pomyślałam, trzeba znów przeczytać… Jak Lubeka, to Buddenbrokowie…Fantastyczna lektura….Film, zapomnieć należy. Tylko książka. I samemu po śladach Buddenbroków po niewielkiej jednak Lubece pochodzić. Choćby w Necie.
Są skrawki ładnego w mieście, między innymi właśnie to miejsce do takich należy. I dobrze jest się napatrzeć, bo potem już nie ma na co.