Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Augusta, Gizeli, Ludomiry , 7 maja 2025

Pierwszy dzień luzowania zakazów i oto siurpryza

2020-04-21, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Rząd zezwolił na chodzenie do parków i na skwery. Wszyscy gremialnie ruszyli na spacery. A moja ulica, jak zwykle, dostarczyła mnie radości.

Hura!!! Już można spokojnie pójść do parku czy na Kwadrat, choć to nie jest moje najbardziej ulubione miejsce do spacerów. Ale można. Sieć zalały zdjęcia miłych i przemiłych, którzy po lasach i chaszczach ganiali do tej pory nielegalnie, bo ganiali, ale się nie chwalili, bo kto wie, co tam komu do głowy przyjdzie. No i właśnie znów można na legalu po zielonym chodzić. Dlatego też się wszyscy pochwalili, albo z ulgą stwierdzili, że do zielonego, do drzewa, do wody, do przestrzeni. Oj, szczęście biło z tych informacji.

Jako że musiałam wyjść z domu po coś do jedzenia, więc zawadziłam i o obrzeża Kwadratu. Oczywiście na sam plac nie wchodziłam, bo i po co. Ale widziałam mnogość ludzi, dzieciaki na rowerach, ale i wiele osób na ławkach, które sobie spokojnie tam siedziały i nikt się w amoku straszliwym nie zrywał z ławki, bo właśnie radiowóz jedzie. Choć zimno było, mimo słońca, to jednak sporo ludzi wyszło na ulice i na place. Oczywiście, wszyscy w tych koszmarnych maseczkach (ukłony i szacunek dla służb medycznych, bo oni muszą, a ja im szalenie współczuję oraz bardzo, bardzo, bardzo szanuję za to, co robią). Ale ludzie w końcu mogli wyjść z domu choćby po to, żeby na ławce posiedzieć, na dworze, na powietrzu. Bo wszak nie każdy ma balkon. Dla przykładu ja nie mam….

I tu właśnie owa siurpryza. To, że można w końcu wyjść z domu na zielone sprawiło, że na mojej ulicy, niemal pod oknem jacyś ludzie, bo nie sąsiedzi, zrobili sobie piknik. Głośno było, więc się uprzejmie zainteresowałam. No i właśnie ktoś tam się dobrze bawił. Co było słychać, nie nadaje się do cytowania. Fiesta była z gatunku radosnych. A że kompletnie w poprzek różnych ograniczeń? No cóż. Ludzieńki siedzieli pod drzewkiem, dobrze się bawili, trochę ryczeli. Można wyjść do zielonego? Można. Zatem wyszli. Nawet ryczeli do mnie, żeby się przyłączyć, ale nie, ja wybrałam swoje nakazane splendit isolation…. Ale ryczącym pomachałam przyjaźnie z okna. A co. Dlaczego nie? Oburza mnie to zachowanie? Absolutnie nie. Ryczący poimprezowali, karnie zebrali dowody imprezy, zaryczeli – dziękujemy i sobie poszli. Dlatego mnie to nie oburza. A dlaczego to, co ryczeli w trakcie imprezy, nie nadaje się do cytowania? Ano z prostego powodu – bo klęli i wyklinali nie korona a pewien rząd.

I tylko słówko. Żyjemy w mieście. Tu się życie trochę inaczej układa, niż dla przykładu w Bieszczadach. Ludzie do chwili korona byli przyzwyczajeni, że można wyjść z domu, wpaść do ulubionego pubu, do baru, do ulubionej knajpki. Nagle i po prostu im, nam to zabrano. Siedzieli w domu przez kilka tygodni. I jak nagle mogli wyjść z domu, do zielonego, to nawet marne drzewko, bo takie są na mojej ulicy, stało się momentem ważnym. Jakby nie posprzątali po imprezie, to bym na nich klęła. Ale poimprezowali, poryczeli, posprzątali – i bardzo dobrze. Jak jutro znów im przyjdzie do głowy poimprezować i poryczeć pod oknami, proszę bardzo, jak posprzątają, to niech… Trzeba jakoś tę zarazę przeżyć. Gorzej bywa, kiedy ktoś imprezuje, ryczy, ale szkło po imprezie zostaje.

A teraz z drugiego kątka będzie. Dyrekcja szpitala gorzowskiego, w poprzek oficjalnej linii programowej zadeklarowała, że każdy pracownik lecznicy, który ma kontakt z pacjentami, może się poddać testowi na korona. I tu już dużo gadać nie trzeba, tylko serdecznie dziękować. Dyrekcja lecznicy, dużego szpitala w końcu, uznała, że trzeba chronić ludzi, nas zwykłych zjadaczy chleba, bo tak nakazuje prawo, ale też trzeba chronić ludzi, którzy nami się opiekują, ludzi, którzy stoją, bo stoją na pierwszej linii walki z tym czymś okropnym, o czym Olga Tokarczuk napisała – coś nas testuje, coś wielkiego i nienazwanego… Tylko ręce w podzięce składać wypada. I tylko jako wzór pokazywać. Bo kto się będzie opiekował chorymi w innych wypadkach? Kto? No ja nie wiem.

Ps. W dobie zarazy, w czasie, kiedy tak naprawdę nic nie wiadomo, pozostaje nam jedno… Porządki… Właśnie podczas porządków znalazłam swoje notatki i luźne myśli na temat malarstwa Andrzeja Gordona.  Czytałam te zapiski i nagle mnie uderzyło, że miałam szczęście.

Ps2. Anno, moja bardzo dawna znajoma z czasów siedzenia w krzakach w Dreźnie, przypomniała mi, jak razem siedziałyśmy właśnie w krzakach. To było 20 kwietnia. Ja siedziałam, bo co miałam robić? Anno natomiast siedziała z pewną Polką tylko dlatego, że ją lubiła, ale też i dlatego, że akurat tego dnia, 20 kwietnia każdy normalny wiedział, że siedzenie w krzakach jest symbolem powrotu do życia. Tak mądrzy i współczujący sąsiedzi wspierali nas…A myśmy musieli pokumać…. Pokumałam. Dzięki przyjaciele.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x