Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Augusta, Gizeli, Ludomiry , 7 maja 2025

To była dziwna Majówka, jak wszystko teraz

2020-05-04, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Znów siedziałam kamieniem w domu. I tylko z rzadka zaglądałam do netu, żeby się przekonać, co tam panie Dziejku piszczy w trawie.

Długi, po prawdzie nie taki długi jak zawsze majowy weekend Anno Domini przeszedł do historii. I jak wiele różnych wydarzeń tego feralnego roku przejdzie do historii jako święto, którego de facto nie było. Oczywiście jeśli pominąć składanie kwiatów u stóp Dziadka w rocznicę Konstytucji 3 Maja.

W majówkę większość z nas znów karnie siedziała w domu. Bo tak trzeba i co zrobić. Nawet moi sąsiedzi, którzy lubią ze sobą gadać na klatce, teraz tego nie uczynili. Jakoś nikomu za bardzo się nie chce rozmawiać. Bo i zresztą o czym? O strachu przed czymś, co nie jest znane, co być może lata w powietrzu, czego trzeba się bać? Albo o suszy, która już jest i która zaczyna coraz bardziej przerażać wszystkich dookoła. No nie ma radosnych tematów.

Moja majówka to było oglądanie telewizji, czytanie dwóch książek, gapienie się na gramatykę angielską, którą muszę znów powtórzyć oraz na rozwiązywaniu różnych zagwozdek pod tytułem jak szybko przemieścić się z punku A do punktu B w pewnym ulubionym mieście. 3 maja nawet przypięłam sobie biało-czerwoną rozetkę do bluzy, w której zwykle siedzę w domu, żeby choć przez chwilkę świątecznie i obywatelsko było. Oczywiście wyszło to groteskowo, ale co zrobić, może groteska jest jakimś wentylem, żeby ostatecznie nie zwariować? Czas pokaże, co rzeczywiście trzyma człowieka przy zdrowych zmysłach.

No i oczywiście, jak zaglądałam do sieci, aby się przekonać, czy pewnym tradycjom stało się zadość, przekonałam się, że jednak pewne tradycje, nawet te dziwne i raczej niezasługujące na kultywowanie, są jednak podtrzymywane. Korona, nie korona, ale bez zadymy w dzień 1 Maja w moim ulubionym mieście i w ulubionej dzielnicy obyć się nie mogło. Oglądałam więc starcia w Berlinie i przypominałam sobie, jak kiedyś się tam wybrałam właśnie po to, żeby to zobaczyć. No cóż, w tym przypadku, tym moim, najlepszy komentarz pochodzi od doktora Strosmajera z lubianego serialu czeskiego o głupocie, która gdyby mogła, to by latała dość wysoko. Jak ta gołębica właśnie. Było raz i więcej nie będzie.Majówka dziwna była. Dobrze, że to już przeszłość.

A teraz z drugiego kątka. Otóż jak poszłam wyrzucić śmieci, to na klatce znalazłam informację – na dużej kartce i dużymi literami, więc nawet bez okularów mogłam przeczytać. I stało oraz stoi nadal, że już zaczyna się remont Szlaku Królewskiego i w związku z tym aktem trzeba się liczyć ze zmianami w ruchu, no generalnie trzeba się przestawić z myśleniem o korzystaniu z najbliższej okolicy. Mam tylko nadzieję, że miasto nie zafunduje nam kolejnego zabetonowanego do imentu kawałka centrum. Jak to będzie szło, zobaczymy.

W kontekstach tych remontów przyszły do mnie wspomnienia z pięknego Porto w Portugalii, kiedy jeździłam tam tramwajem po torowisku-trawniku. Nie mogłam uwierzyć, że można właśnie tak. Jak ja im ogromnie zazdrościłam tej zieleni. Przecież można to zrobić. To nie jest takie trudne. Tak mówią specjaliści, którzy się na tym znają. A potem natknęłam się na informację, że wytworne miasto Wiedeń, które jest i zawsze będzie dla mnie zbyt wytworne, właśnie przebudowuje swoje torowiska i ulice. Zrywa wszelkie asfalty i inne twarde nawierzchnie, bo chce walczyć z efektem ciepła w mieście. Twarde nawierzchnie ma zastąpić trawa i inne zielsko. Podobnie z trawnikami miejskimi, które mają się zamienić w łąki kwietne, bo one nie wymagają koszenia ani czegoś w podobie, a też niwelują efekt kumulacji ciepła w mieście.

Pomyślałam sobie, że pięknie by było, aby Strzelecka zamiast wysypanego tam czegoś była właśnie taką łąką z w miarę wygodnym chodnikiem. Równie pięknie by było, aby te wszystkie zaniedbane trawniczki, z rachityczną trawą też stały się takimi łąkami. Ot marzenie kogoś, kto cierpi przez ciepło, przez upał. Może się kiedyś doczekam. Może. Chciałabym bardzo.

Ps. Dziś 80 urodziny obchodzi Andrzej Rozhin. Aktor i były dyrektor Teatru Osterwy, którym był w latach 1974-77. Aż trudno w to uwierzyć, że to 80 urodziny. Ja do końca życia nie zapomnę jego realizacji „Zemsty” Aleksandra hrabiego Fredry w 2009 roku. To wówczas na scenie pojawił się jako scenografia zapaćkany pseudograffiti Gorzów, a Cezary Żołyński zagrał chyba rolę życia jakoświętoszkowaty Rejent Milczek. Pola nie ustępował mu wówczas Przemysław Kapsa jako Papkin. A Marzena Wieczorek zagrała rewelacyjną Podstolinę. Andrzej Rozhin, wielka postać polskiego teatru, człowiek, który całe życie badał możliwości teatru i widzów. I zwykle osiągał sukcesy. Pisać o nim to długi papirus, zresztą jego życie i dokonania czekają na dobrego biografa. Artysta, którego podziwiam i którego się trochę boję, choć po prawdzie to boję się jedynie psów. Wszystkiego naj mistrzu na urodziny…. Od takiej jednej, która podziwia….

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x