2020-05-06, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Już jakiś czas temu znajoma podesłała mi zdjęcia popaćkanej altanki na Kozaczej Górze. Świeżo odnowionej, dodam. Teraz znów okazuje się, że kolejny park będzie rewitalizowany.
Ale po kolei. Było tak. Znajoma miała już tak dość wszelakich kwarantann, że złamała przepisy i poszła na Kozaczą Górę, bo inaczej zwariowałaby we własnym domu. I tam, ku swojej rozpaczy zobaczyła, że jakiś wandal i to w dodatku chyba trudnopiszący cokolwiek popaćkał świeżo odnowioną altankę. Szlag ją zatrząsł jak wicher gruszką, ale mogła się tylko oburzyć. No i się oburzyła oraz zadzwoniła do mnie. Pogadałyśmy trochę na ten temat i doszłyśmy do wniosku, że Gorzów to stan umysły i trudno.
Teraz portale społecznościowe pełne są zdjęć zniszczonych kolejnych miejsc. Zniszczonych przez durne paciagi durnych bezmózgich wandali.
Stało się coś złego. Bardzo złego. Bo jakiś typ poszedł mimo kwarantanny do właśnie odnowionego parku, pies drapał, że mnie się ta rewitalizacja nie podoba, i zwyczajnie zdewastował miejsca, które miały szansę czarować mieszkańców. Jakiś bezmózgi typ zwyczajnie nie docenił wkładu pracy, kasy, jaka tam została wydana, bo taki typ zwyczajnie nie umie patrzeć na takie miejsca. Nikt takiego typa bowiem nie nauczył, co to jest estetyka miejsca, co to jest dobro wspólne, co to jest duma z miejsca, w którym się mieszka i o które się dba. Nie nauczono odpowiedzialności za przestrzeń wspólną, nie nauczono dbać o to, co jest wspólne i być dumnym z tego. Nie nauczono, bo niby kto ma to robić? Szkoła jest przeładowana dziwacznymi i nikomu niepotrzebnymi treściami tak bardzo, że nawet nieśmiałe wspomnienie o lekcjach regionalnych budzi naturalny sprzeciw każdego. Więc szkoła nie. Rodzice? Oni zwyczajnie nie mają zbyt dobrej wiedzy na ten temat, ani czasu, bo muszą zarabiać pieniądze, a ponieważ mamy to cholerstwo, to się muszą podwójnie gimnastykować i nie w głowie im wkładanie dzieciom i młodzieży podobnych treści.
I w taki prosty sposób doszliśmy do absurdu, jakim jest z jednej strony duma i deklaracja, że wszyscy tak strasznie (tak, tak, strasznie, to dobre określenie) Gorzów kochają, a z drugiej strony beztroska w niszczeniu wszystkiego, co jest ładne czy choćby zadbane. I przejawia się to w takich drobiazgach, jak choćby kradzieże kwiatków z gazonów miejskich, poprzez właśnie niszczenie miejskiego mienia, aż do zasypywanie miejskich ślicznych zakątków odpadami z własnych domów. I tak to właśnie prawdziwi do bólu gorzowianie kochają Gorzów.
A teraz o drugim parku będzie. Otóż park Wiosny Ludów, zwany błędnie Parkiem Róż idzie do rewitalizacji. Ma się dużo zmienić, schody, nawierzchnia, nawet fontanna. I z jednej strony to bardzo dobra wiadomość, bo to śliczne jeszcze miejsce jest. Ale z drugiej nie za bardzo. Bo jak się patrzy na efekty różnych rewitalizacji, to przynajmniej mnie się serce z żalu ściska. Zwyczajnie boję się, że choć urzędnicy zapowiadają cuda na kiju znów wyjdzie to, co zawsze. Ot choćby porzucony i zapomniany przez wszystkich inspekt przy Filharmonii Gorzowskiej, dziś zwyczajnie miejsce, które woła o pomstę do nieba. Ot choćby miejskie trawniki, które po koszeniu w upały chyba nie odbiją. Zresztą park już został upiększony. Posadzono w nim dziesiątki sadzonek bluszczu. Miało być pięknie, a jak jest – każdy się może przekonać.
Kiedyś, jeszcze jakiś czas temu, mówiło się, że Gorzów jest miastem zieleni. Doprawdy? Mam tylko nadzieję, że policji uda się złapać i skutecznie ukarać wandali, którzy niszczą przestrzeń publiczną, a w parku Wiosny Ludów powstanie naprawdę coś zachwycającego, choć lepsze jest wrogiem dobrego.
Siedziałam sobie spokojnie przy komputerze, aż tu nagle moje ucho złowiło rytmiczne odgłosy. No i się ucieszyłam. Na podwórku nie całkiem pięknym pojawiły się dzieci.