2020-05-30, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Nie ma lepszego miernika tego, jak się dzieje w państwie duńskim, to jest w polskim, aniżeli sytuacja z pociągami. Znów się zaczęły spóźniać.
Przez zarazę musiałam i muszę jeździć częściej do Miasteczka nad Wartą i Obra. I jak zaraza nas tylko nawiedziła, a potem trzymała, to pociągi jeździły niczym Cesarska Kolej Warszawsko-Wiedeńska albo shinkanseny w Japonii. Niemal zegarki można było regulować. Jak tylko rząd ogłosił, że luzuje obostrzenia związane z zarazą, natychmiast potwierdzenie do normalności potwierdziły koleje. Właśnie wczoraj jechałam do Miasteczka. No i przyleciałam na Dworzec Centralny w Gorzowie. A tu zonk. Pociąg opóźniony o 30 minut. Jak to wdzięcznie ujęła pani podająca komunikat - z przyczyn technicznych. Ja się śmiałam, dwóch miłych panów rozpoczęło imprezę z piwem, chipsami i papierosami, bo dzielnej Straży Ochrony Kolei zwyczajnie nie było, bo i po co. Pewna Chinka przy pomocy funkcji translator usiłowała się zorientować, co się dzieje. Jeszcze ktoś inny ze stoickim spokojem stwierdził - I po zarazie. Jak kolej się spóźnia, to znaczy, że wróciła normalność. I znów trzeba będzie godzinami czekać na pociąg do domu... No właśnie. Wróciła normalność, ech....
No i z drugiej strony, bo kątek tu absolutnie nie pasuje. Na niebieską pisarską łąkę przeniósł się Jerzy Pilch. Wybitny pisarz, felietonista, prześmiewca, kibic piłkarski, postać absolutnie nietuzinkowa. Pokochałam go za jego teksty o Wiśle, o biskupie Wantule, babci Czyżowej, starym Kubicy, czyli osobistym dziadku, za opowieści o tym, jak z matką ukradkiem zdejmowali polską flagę z balkonu podczas jakichś tam mistrzostw w piłkę kopaną, kiedy Duma Narodowa w okropny sposób się skompromitowała, za jego opowieści o luterskim stylu życia. Kochałam i nadal będę kochać jego książki, będę wracać do jego felietonów, choć to gatunek lekki, plotkarki i żyjący zaledwie chwilą. Ale jak wracam do Boya, tak będę wracać do Pilcha. Będzie mi bardzo brakowało jego mądrego, zaprawionego żartem i ironią głosu komentującego rzeczywistość. Jerzy Pilch przeszedł piekło alkoholizmu, potem dopadła go inna choroba. A mimo tego nie stracił ostrego spojrzenia, ironii, czasem kpiny. Będzie mi go bardzo, bardzo brakować....
Są skrawki ładnego w mieście, między innymi właśnie to miejsce do takich należy. I dobrze jest się napatrzeć, bo potem już nie ma na co.