2020-06-18, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Remont Szlaku Królewskiego ma się całkiem dobrze. Wybrane stare torowisku, wąskie przejścia, ale mieszkańcy trochę podejrzliwie na to patrzą.
Podsłuchane podczas oglądania tanich książek na straganie:
- A wie pani, to całkiem dobry pomysł, żeby tu w końcu porządek zrobić.
- No dobry, dobry, tylko, żeby nie było jak na Kwadracie. Gorąc straszny, nawet dzieciak córki nie chce już tam chodzić.
- A nie dziwię się, bo sama poszłam i szybko wróci lam do domu. I wie pani co, córka mi pokazała, że tam gdzieś to chodniki rozbierają, żeby kwiatków nasadzić. Ja bym tam zaraz to zrobiła, ale pewno jakieś urzędniki przyjdą i karę wlepią.
- Oj ja bym też kwiatków posadziła, żeby tak ładne było.
Tyle podsłuchane. A tyle usłyszane od własnego sąsiada – Wiesz, szedłem przez Chrobrego. No wywalili ulicę w powietrze. Najlepiej by było, żeby zrobili jak kiedyś, trochę zieleni, jakieś drzewa i tramwaj po środku. Ale pewnie tak nie będzie…
No i w końcu własne wyznanie – jak ja bym chciała, żeby Chrobrego przypominało ulice Porto, albo choćby Warszawy, która właśnie prowadzi kompleksową zmianę torowisk. Zamiast jakichś betonów, szutrów tudzież innego badziewia, które brzydkie jest, kumuluje ciepło i generalnie ludziom nie sprzyja, pojawiły się łąki, mogą być z niską trawą, mogą być z niskimi kwiatkami. Podobnie dzieje się w Wiedniu, także w moim ulubionym Berlinie o tym myślą. Byłoby super, żeby sobie bimbka jechała po trawie, wokół niej stylowy chodniczek, do tego trochę bruku i jak kto chce, malwy przy domu…. Ot takie małe i skromne marzenie.
Ale sąsiedzi na remont patrzą komentują.
A teraz z drugiego kątka. Już zwyczajnie wiem, że w Mieście Dworzec Gorzów Wielkopolski Centralny nie jest nikomu potrzebny. Nie jest i basta. Niby po remoncie, ale nic nie trybi. Informacji nie ma żadnej, na ogólnych stronach PKP informacja jest, ale jakoby jej nie było. Tablice świetlne nie działają i już chyba nigdy działać nie będą. Kasy biletowe czynne s w egzotycznych godzinach i nie wtedy, kiedy pociągi jadą. Elewacja się urywa, nikt nic nie wie. Po co ten cały sztafaż. Wystarczy automat do biletów, w którym i tak wszystkich biletów na wszystkie pociągi kupić się nie da, trzeba potem szukać konduktora. Jest automat z kawą i zupą pieczarkową. Wystarczy zatem mała budka, bo nawet toalety nie ma…. Wstyd jeden wielki z tym, co się z kolejami w tym mieście stało.
Za chwilę też chyba nie będzie dworca PKS, bo właśnie ostatni punkt, jaki tam był, czyli kiosk z gazetami się ewakuuje. Jeszcze tylko pozostanie wyciąć drzewa i będzie jak w większej części miasta.
Miałam nie narzekać, bo to nic nie da, ale dzięki bezhołowiu na PKP spędziłam kilka godzin na błąkaniu się po rozpalonym mieście w poszukiwaniu transportu do Miasteczka. I powiem tak, ja alergiczka, źle tolerująca wysokie temperatury i blask słoneczny wiem jedno. Coś strasznego się stało. Coś strasznego. Transport znalazłam, dojechałam do Miasteczka i potem przez kilka godzin leczyłam oparzone blaskiem oczy…. Tak się dla mnie w krótkim czasie skończył drugi wymuszony spacer po centrum miasta. Oczywiście Miasto nie ma absolutnie żadnej winy w tym, że bezhołowie na PKP jest ogromne, a PKS się zwija. I moje żale nie są absolutnie pod adresem Miasta, bo gdyby nie bałagan, to bym nie łaziła jak takie ciele, oczy by mnie się nie poparzyły….. I tak w kółko Macieju.
Ps. Dziś mija 105 lat od chwili, gdy radni landsberscy dokonali wyboru nowego burmistrza miasta; kpt. Otto Gerloff z Grudziądza pokonał w głosowaniu stosunkiem głosów 14:8 dotychczasowego nadburmistrza miasta Oskara Anckera. Otto Gerlof był burmistrzem, potem nadburmistrzem i rządził miastem przez 28 lat. Uznawany jest za jednego z najlepszych włodarzy miasta w jego dziejach.
Siedziałam sobie spokojnie przy komputerze, aż tu nagle moje ucho złowiło rytmiczne odgłosy. No i się ucieszyłam. Na podwórku nie całkiem pięknym pojawiły się dzieci.