Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Irydy, Tamary, Waldemara , 5 maja 2025

To kompletnie nie był dobry weekend

2020-08-17, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Coraz bardziej nie lubię kolejnych dni. Ale ponoć tak mają ci, co mają siwe włosy i trochę już przeżyli. Bo zwykle jutro przynosi coś okropnego. W każdej sferze.

Jakoś tak jest, że jak weekend, choć w mieście sporo się dzieje, dla przykładu koncert przemiłej znajomej, właściwie więcej niż znajomej, to ja muszę jechać do Miasteczka. Tak się sprawy w moim życiu układają, że teraz nie ma nic innego. Koncert we fragmentach obejrzałam w mediach społecznościowych – po prawdzie to był tylko fragmencik i zdjęcia, ale choć tyle. Chciałam bardzo, ale się nie dało. Szczęściem, jakiś czas temu słuchałam koncertu w Jazz, więc mniej więcej wiedziałam, co będzie oraz co mnie mija. Mam nadzieję, że przemiła i więcej niż przemiła znajoma wybaczy.

I w sobotę rano, kiedy już się uporałam z koniecznymi obowiązkami, tata mój bezpiecznie siedział na tarasie domu rodziców i nagle zrobił się czas, aby pobuszować w malinowym chruśniaku w rodzicielskim ogrodzie, usłyszałam głos mojej mamy – Renata, Henryk Wujec nie żyje. Nie zrozumiałam za pierwszym razem. Po chwili jednak doszedł mnie sens komunikatu.

Wiedziałam, że Henio Wujec, o którym od lat wielu tak myślałam, jednak tym razem nie dał rady. Pokonała go choroba. Wiedziałam, że choruje, wiedziałam, że nie jest dobrze. Ale to był bojownik, zaprawiony w walkach wszelakich. Wybitnie prawy – dość dodać, że był inicjatorem strajku głodowego w obronie kogoś, kto się okazał kompletnie niewarty tego gestu. Wybitnie dobry, któremu nigdy nie było żal czasu, aby tłumaczyć, na czym polega prawdziwa wolność. Sam tego dowodził wiele razy. Miałam tę okazję, że mnie też tłumaczył …. Ech.

A potem zrobiło się dużo gorzej, bo przyszła informacja, że na Niebieską Scenę, do Białego Anioła Piwnicy pod Baranami i Piotra dołączył Czarny Anioł, Ewa Demarczyk. Tam zresztą w tej Niebieskiej Piwnicy pod Baranami coraz bardziej kompletnie jest. Nikomu z mego pokolenia nie trzeba tłumaczyć, kim była i nadal jest Ewa Demarczyk. Tego głosu, tego gestu, tej interpretacji tekstu literackiego zupełnie nie da się podrobić. Mam kilka wspomnień związanych właśnie z Czarnym Aniołem. Pierwsze jest niczym z wykopalisk. Mam jakieś siedem, może osiem lat. Rodziców nie ma, poszli gdzieś, a my – moja siostra i ja wraz z Babcią Marianną oglądamy jakiś festiwal – myślę, opolski. Na scenę wychodzi Czarny Anioł i śpiewa. Babcia wydziwia. Dopiero po latach zrozumiałam, co dane mnie było wówczas oglądać. Dlatego w te dyrdy zaczęłam słuchać. Mało co wówczas rozumiałam, ale wiedziałam, że to jest coś absolutnie fantastycznego. Potem pierwszy raz w życiu pojechałam do Pragi i w Instytucie Polskim albo w sklepie firmowanym przez jakąś polską instytucję kulturalną zobaczyłam słynny czarny podwójny album Ewy Demarczyk. Kupiłam sobie. Mam do dziś. Polacy z Pragi, z Czech wozili wówczas do kraju zupełnie inne rzeczy. Ja miałam album i jeszcze wystarczyło mi kasy na lentilki. Na dwie paczki nawet. A jeszcze potem pojechałam do Krakowa i załapałam się na koncert.

A jeszcze wiele lat potem Czarny Anioł przyjechał do Gorzowa. Z dwóch powodów dla mnie był to ważny koncert. Ewa Demarczyk w Gorzowie. No wydarzenie bez kozery. Bez niczego właściwie. Siedziałam jak zaklęta na widowni Teatru Osterwy. Magia trwała. Do chwili jednak, bo nagle pewna radna zapragnęła dać znać, że jej się nie podoba. Przeszkadzała. Napisałam wówczas lekkiego złośliwca, rzecz kompletnie oboczną i właściwie bez znaczenia, ale radna poczuła się zniesławiona i dawaj do sądu. Trochę wody w Warcie upłynęło, aby rzecz cała zakończyła się niczym. Absolutnie nie było powodu, aby panią Ochwat tachać do sądu. Szkoda, że jednak do tego sądu wówczas sprawa nie trafiła, nikt mnie tam ostatecznie nie zatachał, bo wszyscy umarliby ze śmiechu.

Mnie po tym gorzowskim koncercie pozostało jeszcze jedno wspomnienie. Ewa Demarczyk, wielka gwiazda, wielka ARTYSTKA, dała się namówić na bis, przyjęła kwiaty, mówiła śliczne słowa do swoich fanów – w tym do mnie. Nawet pozwoliła się sfotografować. To był niezapomniany moment.

Potem patrzyłam, co się z Aniołem dzieje. A działo się dziwnie. Jakiś czas temu, zupełnie niedawno, tydzień lub mniej, pomyślałam, że muszę sprawdzić, co tam w tej Bochni-Krakowie słychać. Los dopowiedział.

Nie lubię coraz bardziej kolejnych dni. Po prostu nie lubię.

Ps. Dziś mija druga rocznica śmierci Elżbiety Kuczyńskiej – miała tylko 68 lat. Pokonała ją choroba. Pieśniarka, instruktor teatralny, terapeutka, wybitna artystka, dobry duch życia kulturalnego miasta. Dobry z kościami człowiek. Rozumiała wszystkich i wszędzie widziała tylko dobre strony. Inżynier z wykształcenia, człowiek sztuki z wyboru i potrzeby, wychowawca, bo inaczej nie umiała. Ktoś absolutnie dobry i absolutnie wspaniały. Jak mawiał mój przemiły znajomy, Zenek Kmiecik, którego ostatnio w ostatnią drogę ziemską odprowadziłam – moja ławka staje się coraz krótsza…. Fakt, moja ławka też staje się coraz bardziej krótka.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x