Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Alfa, Leonii, Tytusa , 19 kwietnia 2024

Janusz Gorzowski musi być poprawiony

2020-08-26, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Nawet rzeźby czy małe obiekty artystyczne stojące na wolnym powietrzu muszą co jakiś czas przejść renowację. No i właśnie takiego liftingu doczekał się Janusz Gorzowski.

Jak się na bulwarze pojawi Janusz Gorzowski, to się zastanawiałam. Nie moja estetyka, nie moje poczucie humoru. No nie moje i już. Ale był, stał, mnóstwo zdjęć z nim się pojawiało w mediach społecznościowych. No i potem przyszło mi poprowadzić kilka poważnych wycieczek po mieście – turystycznych. Ludzie z różnych kątków to byli. Żelaznym punktem programu jest zawsze Bulwar Wschodni. Trudno się dziwić, wszak jak biura spoza miasta konstruują program, to zawsze Bulwar jest, bo jest przepięknie sfotografowany i wszyscy chcą, aby go pokazać. I ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu właśnie Janusz Gorzowski budził frenetyczny wręcz zachwyt. Wszyscy chcieli się z nim fotografować. Co niektórzy usiłowali przeczytać, co tam Janusz czyta. Zabawy było moc, zawsze z każdymi turystami. Dla porządku domu dodam, że podobny zachwyt i szczere zainteresowanie budzi tylko jeszcze rzeźbka Edwarda Eddy Jancarza. Ostatnio, jak prowadziłam spacer po mieście, to przy Eddym spędziłam coś z pół godziny, bo wycieczka z Wawy i okolic licząca 48 osób dorosłych zapragnęła się z Mistrzem sfotografować. Każdy z osobna, a potem cała wycieczka. Podobnie było chwilkę później, kiedy doszliśmy do Janusza właśnie. Każdy z osobna i potem wszyscy razem. Ok, każdy może.

I teraz tak, może się dusza przewodnika zżymać, może tego nie rozumieć, ale jak wycieczka chce, to się tam idzie i koniec. Vox populi, vox Dei. Może przewodnik nie lubić, ale to nie przewodnika lubienie się liczy.

Dlatego też dobrze się stało, że Janusz poszedł do liftingu i przeprowadzać go będą autorki, czyli Ewa Kozubal i Ewa Bone. Toć lepiej tego nikt nie zrobi. Janusz wróci niebawem na bulwar i znów będzie uciecha dla wszystkich. Głównie dla tych turystów, którzy to jakimś ci cudem tu zajadą. Przewodnik będzie zatem znów stał i się dziwił oraz czekał, kiedy dalej.

A skoro przy turystyce jestem, to zwyczajnie muszę o tym napisać. Na Niebieskie Szlaki przeniósł się pan Adam Wiśniowski, jeden z najlepszych przewodników turystycznych z naszego miasta, turysta od zawsze, pełne uprawnienia przewodnickie zdobyte jeszcze w tych czasach, kiedy trudno było je zdobyć, bo dziś od 2014 roku każdy to może robić. Do tego pełne uprawnienia przewodnika górskiego oraz jeszcze mnóstwo innych turystycznych uprawnień. Pamiętam, jak pan Adam instruował mnie o tym, jak należy mówić o położeniu Miasta w stosunku do poziomu morza, bo miasto nasze ma kilka ciekawych deniwelacji. Oraz o innych rzeczach mi mówił.

Był taki czas, że zwykle można było go spotkać w Śnieżce na Starym Rynku. Sam albo ze znajomymi siedział, sączył herbatkę, oglądał rzeczywistość, komentował, żartował. Zwykle ubrany w przewodnicki mundurek – czerwony polar albo czerwono-czarną kurtkę z goreteksu, w zależności od pogody, zawsze gotowy do opowieści o mieście. Uwielbiałam te chwilki, kiedy słyszałam – Oooo, pani Ochwat idzie, uwaga, zaraz nam będzie o cegłach w katedralnym murze opowiadać, choć my wszyscy o nich wszystko wiemy. Czasem się przysiadałam na chwilkę, zwykle raczej przystawałam na chwilkę. Na słowo, na żart, na anegdotę.

Fakt, od jakiegoś czasu nie spotykałam pana Adama tam, gdzie zwykle był. Nawet pomyślałam ostatnio, że trzeba by sprawdzić, co tam u pana Adama słychać. Rzeczywistość sama przyszła.

Mało kto natomiast w Mieście wiedział, poza owym stolikiem, że pan Adam poza turystyką ma jeszcze jedną ciekawą i ważną rzecz w swoim życiorysie. Otóż był synem bankowca, który polskie złoto, polskie zasoby złota bankowego w chwili wybuchu II wojny wywoził z Polski. To właśnie ojciec pana Adama był jednym z kilku mocno zaufanych urzędników państwowych, którzy polskie zasoby cennego kruszcu bezpiecznie z Polski wywieźli. Jak mi pan Adam tę historię opowiadał, byłam totalnie zaskoczona. Niebywała rzecz. Bo to się zwyczajnie na film akcji nadaje.

I ostatnio, jak w domu moich rodziców w Miasteczku musiałam pójść na strych w poszukiwaniu czegoś tam, to znalazłam swoją książeczkę turystyczną, taką, jaką w PTTK miał każdy. Jak się latało na rajdy piesze i się zdobywało punkty na odznaki turystyczne, to taki rejestr miał każdy. I nagle odkryłam, że moją kwalifikację na kolejną odznakę pieszą uznawał i sprawdzał pan Adam. Wówczas nie wiedziałam, kto to jest. Liczyło się, że kilometry pieszo pokonane zostały uznane. Historia to jednak różne wolty umie wyczyniać. Odznaki nie odebrałam, kilometry przestałam na czas pokaźny liczyć. Potem dopiero licznik włączyłam. Ale mam ślad, że jako smarkaty spieszony turysta pokonałam te odległości, które zostały uznane przez tych, którzy byli dla mnie wzorem. Przez Adama Wiśniowskiego właśnie.

Pożegnanie pana Adama w czwartek o 13.15 mszą w Starej Kaplicy przy Żwirowej. Na mszę to raczej ja nie, ale 40 minut później w ostatnią pieszą wędrówkę na pewno tak. Moja ławka coraz bardziej krótka jest….

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x