Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Idą zmiany w kulturze, miasto ogłasza konkursy

2020-08-29, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Od kilku lat zmiany w gorzowskiej kulturze to pewna norma. Mam na myśli zmiany na funkcjach dyrektorskich. Znów będą nowi szefowie w dwóch ważnych placówkach.

Od kilku miesięcy, w a przypadku jednej instytucji nieco więcej, nie ma dyrektorów. Mam na myśli Filharmonię Gorzowską – tu dyrektor Mariusz Wróbel sam zrezygnował i instytucją kieruje pełniąca obowiązki dr Joanna Pisarewicz. I tyle w tej sprawie, ponieważ tam pracuję i choćby dlatego więcej pisać na ten temat i nie mogę, i zwyczajnie nie chcę. Zwykła przyzwoitość oraz rzetelność zabrania wypowiadania się w tej sprawie.

Natomiast nieco inaczej jest w przypadku drugiej instytucji już mogę. Mam na myśli Miejski Ośrodek Sztuki. Jakiś czas temu dyrektor Marta Gendera poszła na zwolnienie lekarskie, ponieważ była w ciąży. Już wówczas znający się na rzeczy prorokowali, że pani dyrektor nie wróci do pracy w Gorzowie. Tym bardziej twierdzenie to było prawdopodobne, ponieważ pani dyrektor nie przeniosła się do Miasta, nie miała właściwie chyba takiego zamiaru. Wszystkie aktywności życiowe wiązały ją z Zieloną Górą. Ja przez dłuższy czas twierdziłam, że to austriackie gadanie, bo przecież funkcja dyrektora MOS to odpowiedzialne zadanie, bo ciekawe miejsce, bo wyzwania, bo satysfakcja w końcu z takiej pracy. Fakt, problemów milion, bo i konieczność mierzenia się z dziwnymi pomysłami miasta na ulokowanie placówki najpierw, potem konieczność przeprowadzenia remontu obecnej siedziby, kiedy jasnym się stało, że MOS zostaje tam, gdzie jest. Znajomi tylko na mnie patrzyli dziwnie, bo przecież każdy ma prawo do własnych, choćby dziwnych poglądów.  Dobrze się w widoczny sposób w głowę nie pukali.

Czas pokazał, że znajomi mieli rację, bo wczoraj przemiły podesłał mi informację, że miasto ogłosiło znów konkursy na dyrektorów Filharmonii oraz MOS.

I znów zacznie się zastanawianie, kto powinien poprowadzić duże i ważne miejskie placówki kultury. Która opcja winna zwyciężyć – ktoś zupełnie z zewnątrz, bez znajomości instytucji i środowiska, ktoś, kto zaproponuje zmiany i nowy oddech, czy też ktoś stąd, ktoś ze znajomością problemów i właśnie niuansów, jakich nie dają żadne kwity?

Powiem tak, jak szefową MOS została Marta Gendera, nawet się ucieszyłam, choć sama startowałam w tamtym konkursie. No cóż, marzyło się poprowadzenie takiej instytucji, na którą zresztą miałam pomysł. Nie wyszło, przyszło zatem obdarzyć kredytem zaufania nową dyrekcję. Zrobiłam to i powiem otwartym tekstem, że się zwyczajnie zawiodłam. Najpierw dziwną linią programową nowej pani dyrektor, która choć postawiła na lokalność, to jednak z miernym skutkiem. Kuriozalna bowiem okazał się wystawa na temat żużla (sportu i generalnie pewnego stylu życia wielu ludzi w tym i nie tylko w tym mieście) w BWA. Nie pisałam o niej, bo moim zdaniem nie było o czym.

Natomiast jednej rzeczy pani dyrektor nie wybaczę. I nie tylko ja, a bardzo wielu bywalców BWA. Nie wybaczę jej zabudowania westybulu MOS szkaradnymi kanciastymi zjadliwie fioletowymi gratami, które do jednolitego wnętrza pasują jak pięść zajadłego kibola do wyrafinowanego nosa bywalca wysmakowanych wystaw.

Pamiętam, jak pewnego pięknego dnia poszłam na jakąś wystawę i na wejściu zaatakowały mnie te graty. Bolało mnie to bardzo, nie tylko mnie zresztą. Staliśmy ze znajomymi nieco mocno ogłuszeni tym strasznym czymś, ale pani dyrektor tłumaczyła, że tak trzeba. Trzeba ożywiać, trzeba zmieniać, trzeba wprowadzać nowe.

Przez lata, wiele lat, artyści, którzy przyjeżdżali do MOS, chwalili jednolitość wnętrz, które lata temu zaprojektował Mieczysław Rzeszewski. Zachwycali się tym, że choć wnętrza są z lat 70. minionego wieku, to jednak owa pełnia, spójność, jednolitość, przemyślana i zadbana całość to coś, co wyraźnie odróżnia takie instytucje w skali kraju. Podnosili to jako właśnie jakość niezwykłą. Jako piękno i wartość, które należy i trzeba pielęgnować. My, tubylcy też o tym mówiliśmy i byliśmy dumni z tego, że przybysze mają takie samo zdanie o tym miejscu. Nawet jak zaczynało się gadanie o przenosinach MOS w inne miejsce, to każdy z nas pytał właśnie o te wnętrza. Urzędnicy zapewniali, że wszystko zostanie utrzymane, bo jedność, bo rzadko się zdarza, bo …. I co? Nie wiem, kto pozwolił, czy nie pozwolił, w każdym razie w moim mniemaniu doszło do dewastacji. Nie poszłam potem do MOS, bo zwyczajnie nie mogę patrzeć na te fioletowe coś, co kompletnie zepsuło to wnętrze.

To tak, jakby dr Ewa Pawlak nagle uznała, że szacowne wnętrze willi Schroederów trzeba odnowić i obok szlachetnych dębowych okładzin w westybulu na stałe zamontowała szafy i lady z Ikea, a w Spichlerzu śliczną ceglaną podłogę przykryła panelami z Barlinka, bo przecież ślicznie będzie. To tak, jakby Jan Tomaszewicz podczas remontu Teatru uznał, że mało go obchodzi, co wychodzi podczas czyszczenia głównej widowni i zamontował tam plakaty bóg wie kogo, bo też ślicznie będzie i tak bardzo świeżo oraz nowocześnie.

Pani dyrektor MOS odchodzi. Każdy ma prawo. Ale dlaczego zostawia po sobie to okropne fioletowe coś, co zawsze bywalcom będzie się z jej dyrekcją kojarzyło? Po co to zrobiła?

Jak odchodził Jerzy Gąsiorek (z którym ja jestem od lat w stałym sporze i nieprzyjaźni w genralności) to pisałam, że zostawił po sobie kolekcję Władysława Hasiora – drugą po zakopiańskiej Leżakowni i dużą a dobrą spuściznę po Biennalach Sztuki Sakralnej oraz po Plenerach Tkanin w Lubniewicach (w obu przypadkach na trwałe w dziejach sztuki polskiej). Jak odchodziła z funkcji dyrektora Danuta Błaszczak, to pozostawiła po sobie uporządkowaną instytucję funkcjonującą dobrze w nowych warunkach (co trudne było) oraz wspomnienia kilku naprawdę bardzo dobrych wystaw i działań edukacyjnych oraz filmowych.

A po pani Marcie zostanie? Niestety to paskudne fioletowe coś, co zniszczyło jednolitą i przemyślaną oraz przez laty zadbaną jakość, jaką były wnętrza. Te wnętrza. Mam nadzieję, że do zmiany. Mam nadzieję, że uda się wrócić do tego, co było, co było chwalone i co się podobało nawet tym, którzy z kraju i z zagranicy tu przyjeżdżali, i o czym mówili. Oby.

To tak pod rozwagę przed nowym konkursem na dyrektora ważnej instytucji. Bo kwity to jednak nie wszystko.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x