2020-10-06, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Od długiego już czasu toczy się remont ul. Chrobrego. Szkoda tylko, że ktoś nie pomyślał, jak zabezpieczyć co niektóre miejsca.
Mam na myśli przede wszystkim pomnik mistrza Jana Korcza, rzeźbkę uliczną, co to siedzi w poziomie ulicy i maluje wieczny Gorzów. Z coraz bardziej rosnącym przerażeniem patrzyłam, jak budowa zbliża się do rzeźby i właśnie wczoraj odkryłam, że za chwilkę rzeźbka nam runie do głębokiego wykopu, jaki pojawił się tuż przy postaci mistrza Jana.
Można było zabezpieczyć drzewa, choć akurat nie wiem, czy to coś da, można było wygrodzić ulicę, trzeba było wręcz koniecznie zabezpieczyć i rzeźbę, bo to i znak miasta, i dzieło sztuki i coś, co dla ludzieńków w moim wieku i odrobinkę tylko starszych ma wartość sentymentalną. Jak już ktoś powiedział, niełatwo i pod górę mają rzeźby w tum mieście i rzeczywiście jest coś na rzeczy.
Mam nadzieję tylko, że rzeźbie rzeczywiście nic się stanie i po remoncie nadal będzie oczy wszystkich cieszyć. No i mam nadzieję, że po remoncie Szlak Królewski nie zamieni się w jedno wielkie kamienne lub betonowe klepisko, choć akurat tego zupełnie pewna nie jestem.
A teraz z innego kątka, nieco poznawczego będzie. Otóż przeczytałam znów ciekawy tekst dotyczący podróży. Miasto nasze ma w nim swój udział także, bo bohatera, który odbył podróż rowerem ze swojego miasteczka na Kujawach do Berlina namówił do tego jego gorzowski przyjaciel. A ponieważ ów podróżnik jest bibliotekarzem, to ślady się zawężają co do osoby przyjaciela. No ale nie o przyjaźni chcę, a o podróży. Bo rzecz ciekawa, autor po niezbyt zresztą długiej drodze przeżył mnóstwo przygód oraz perypetii, w których pomagali mu Niemcy. No i clou wyjazdu jest takie – Nie dam złego słowa powiedzieć na Niemców. Mam podobnie, mnie tam też same dobre rzeczy spotykają. A ponieważ to już kolejny tekst o niepospolitym podróżowaniu do stolicy zachodniego sąsiada, to mnie w głowie coraz bardziej kiełkuje, żeby się do Berlina przejść pieszo. Przecież to nie jest daleko, jakieś 120 km, czyli na trzy do czterech dni pieszo, bez oszukiwania i z metą pod Bramą Brandenburską. Najpierw bym się przespała w Kostrzynie nad Odrą – mam tam fajną miejscówkę, potem w Munchenbergu i w końcu trzeciego dnia bym doszła…. Plan jest, zaczynam myśleć, kiedy.
Ps. Bo zwyczajnie musi być. Dziś mija 65 lat od momentu, gdy Prezydium MRN w Gorzowie powołało Radę Społeczną Ogniska Muzycznego (SOM, później SOA) w składzie: dyrektor Kazimierz Kamiński (1923-1980) – przewodniczący Rady Ogniska, kierownik Oddziału Kultury PMRN Zofia Jasiniak (1913-1990) – zastępca przewodniczącego, Krystyna Rądlewska-Kamińska, nauczycielka śpiewu i teorii – sekretarz, przedstawiciel KM PZPR Bolesław Wilk-Witkowski (1903-1969) – członek Komisji Rewizyjnej, Irena Hładyłowicz (1924-2000), nauczycielka gry na fortepianie – członek Komisji Rewizyjnej, przedstawicielka młodzieży pond 18 lat – Ludgarda Kryńska, przedstawiciel rodziców – Helena Jarczyńska (1914-1994), nauczyciele – Maria Tomaszewska (1918-1973?), Maria Tokarska, Jadwiga Dąbrowska (1891-1969), Stefania Maciejowska, Zbigniew Wilgucki (1937-1997), Zbigniew Janiga i Edward Dębicki (* 1935); tradycje SOA kontynuuje dziś Szkoła Muzyczna I Stopnia imienia Władysława Jana Ciesielskiego.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.