2020-12-10, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Pusty budynek, z jakimiś z rzadka jeżdżącymi pociągami. Na szczęście mój, co miał przyjechać i odjechać, to przyjechał i odjechał.
Już od jakiegoś czasu przemiły znajomy alarmuje, że dworzec PKP umiera, i to w chwili, kiedy mówi się o zwiększonej liczbie składów i nowych pociągach do Poznania oraz odbudowie linii do Myśliborza, a dalej do Szczecina. Plany wyglądają super, a jak rzeczywistość?
Ano tak, że coraz puściej jest na dworcu PKP Gorzów Główny. Trudno kupić bilety, szczęściem jest biletomat, a jak w biletomacie nie ma biletów, to z reguły mili konduktorzy bez szemrania i narzekanie te bilety jednak sprzedają. Ale już od jakiegoś pokaźnego czasu nie można się napić kawy ani kupić gazet czy jakiejś przekąski, bo nie ma sklepiku, a o automacie do kawy to już wszyscy, łącznie z właścicielem zapomnieli. Trudno się czegokolwiek dowiedzieć, bo pani w kasie – kiedy ona jakimś cudem jest otwarta – mówi, że ona nie jest od informacji. A informacja to jakiś cyrk. Nawet trudno pociągu do Berlina szukać w rozkładzie, bo go zwyczajnie nie ma i trzeba wiedzieć, że odjeżdża w określone dni o 8.24…
A teraz to już praktycznie i ludzi nie ma. Bo jakby przestali podróżować, mniej się przemieszczają, a dzieciaki, które dojeżdżają do szkół, już nie dojeżdżają. No jak po jakimś Armagedonie. Fatalnie to wygląda, doprawdy fatalnie. Umarłe miasto.
A teraz z drugiego kątka. Otóż pojawiły się świątecznie przybrane tramwaje. Jak już wiele razy deklarowałam, nie lubię marnowania energii. Ale co zrobić. Trzeba przeżyć. Jakoś te bimbki wyglądają, dla mnie śmiesznie, ale widać tak musi być, że jak przychodzi grudzień to wszyscy na wyścigi się stroją i oświetlają, oraz ubierają te komiczne czerwone czapki św. Mikołaja. Przytupują i zacierają ręce, jakby były siarczyste mrozy. A tu o mrozach można na razie pomarzyć. Ale może w tym roku nawiedzi nas wysoka woda?
Codziennie przekraczam Kłodawkę w drodze do pracy i mam takie natręctwo, że muszę się pogapić na wskaźnik przy pewnym mostku. No i od dwóch dni woda w Kłodawce wysoka jest. Podobnie się robi z Warcią naszą kochaną, która też zaczęła rosnąć. Inna rzecz, że wygolone brzegi, bez wierzb i innych drzew wyglądają w mieście żałośnie.
Ale jakby przyszło co do czego i Warcia rzeczywiście mocno urosła, to będzie tylko z korzyścią dla przesuszonych łąk nadwarciańskich. Łażę tamtędy i wiem, że wysoka woda i namoczenie tych terenów zdecydowanie by się przydało.
Ps. Dziś mija 76 lat od chwili, gdy w rejonie Słońska zrzucono sześcioosobową grupę wywiadowczo-dywersyjną pod dowództwem por.Czesława Szelachowskiego(† po 1987); operowała ona także w okolicy Gorzowa i w samym mieście. Historia słabo znana, mało opisana i konieczna do zgłębienia. Szkoda, że nie ma związku z domem panującym Hohenzollern, bo bym się za to niezwłocznie wzięła, no cóż…
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.