2020-12-11, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Jakieś dwa dni temu miasto zamarło ze zdumienia, że przy Warszawskiej wyrasta jakiś potworek architektoniczny. Czyżby lada moment miało stać się coś podobnego na Zawarciu?
Rzeczy dziwne zaczynają się tu dziać. Coraz bardziej dziwne. Bo niby miasto się modernizuje, niby ma pięknieć, a zaczyna tu przybywać potworów. Kilka dni temu internet społecznościowy rozpisał się na temat koszmaru przy Warszawskiej, który pasuje tam jak pięść do nos.
Teraz pokazały się plany i wizualizacje nowej siedziby służb skarbowych na Zawarciu. No i co? No i znów zaserwowano koszmar niemal z ulicy Wiązów.
Zastrzeżenie. Nie jestem architektem, ale od bardzo, bardzo dawna mam słabość do architektury właśnie. Do założeń urbanistycznych, do tego jak nowe współgra ze starym. Mam kilka swoich ulubionych rozwiązań architektonicznych, gdzie stare łączy się z nowym. W Gorzowie, mieście, które utraciło tożsamość i cały czas ją traci, takim jest zestawienie katedry i szklanego budynku zwanego Titanikiem. W Niemczech bardzo lubię cały kompleks Starego Miasta w Lubece, Stare i Nowe Miasto w Dreźnie oraz Starówkę w Stuttgarcie. W Estonii podoba mnie się też wymieszanie Starego i Nowego w Tallinie. Do tego dodam trochę książek o architekturze, które przeczytałam i które mam na swojej specjalnej półce.
Ten nieco długi wstęp jest po to, aby pokazać, że choć nie jestem zawodowcem, to jednak trochę w życiu widziałam i coś tam wiem. I wiem, że łączenie starego z nowym jest jak najbardziej możliwe i wskazane, pod warunkiem, że robi się to głową oraz wyczuciem. Tego zabrakło przy Warszawskiej.
I najbardziej widać, że zaczyna brakować tego na Zawarciu przy Wale Okrężnym, choć jest jeszcze czas, aby coś zmienić.
Powiem tak, z lekkim przerażeniem, ale też i rozbawieniem przyjęłam wizualizację projektu nowego Urzędu Skarbowego właśnie na Zawarciu. Akurat w tym miejscu proponowana forma zupełnie nie pasuje. Przecież akurat tam ostały się jeszcze kamienice z początków XX wieku, te w stylu berlińskiego Art Deco, które można zobaczyć w zachowanych byłych robotniczych dzielnicach naszego zachodniego sąsiada. To tam mieści się, co prawda porzucony i zapomniany, ale jednak istniejący Zawarciański Zameczek. To ta ulica otwarta jest na Wartę i Stare gorzowskie Miasto. I ktoś tam funduje bryłę niczym skażony Bauhaus. Coś, co jest skrzyżowaniem bunkra i położonej na boku Przemysłówki…. No jak to miasto ma być ładne, jak ma mieć swój styl, skoro nikt o to nie dba. I tak sobie buduje go różnymi formami, które razem do siebie nie mają się wcale. Takie sobie małe Eisenhuttenstad.
A teraz z drugiego kątka. Mija dokładnie 120 lat od chwili, gdy w nowo otwartej gimnazjalnej hali gimnastycznej przy ul. Obotryckiej odbyły się pierwsze zawody; sala ta została spalona w lutym 1945 r. I jaka ładna klamra. Było, nie ma, a będzie znów. Szkoda tylko, że bardzo dużym kosztem – finansowym i ekologicznym. Mówię o nowej hali sportowej, która ma powstać w bezpośrednim sąsiedztwie Słowianki. I pewno znów powstanie jakiś paskudny kloc bez polotu i lekkości, choć architektura sportowa ma tu dużo do zaoferowania. Daleko nie trzeba jechać, żeby popatrzeć. Można do Zielonej Góry. I nawet nie trzeba wjeżdżać do miasta, jakby kto się obawiał sąsiada.
Ps. 45 lat temu w Muzeum odbyło się pierwsze zebranie Oddziału Związku Polskich Artystów Plastyków (ZPAP) w Gorzowie; przewodniczącym pierwszego zarządu został Bolesław Kowalski (1941-2001), a członkami – Erwin Jarzębski, Jerzy Koczewski (1941-2010) i Mieczysław Rzeszewski (1931-2005). Dziś po ZPAP pozostało jedynie wspomnienie….
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.