2020-12-18, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Można odetchnąć z ulgą. Nam niezaszczytny tytuł miasta ze szpetnym pomnikami na razie nie grozi. Właśnie na głowę i rzęsy pobił nas piękny Szczecin.
A było tak. Zadzwonił przemiły znajomy ze Szczecina i zadał proste pytane – widziałaś? Ja tam różne rzeczy oglądam, w tym też i piękne bryły oraz makabryły. Mało tego, dość intensywnie śledzę, co się tu w okolicy bliższej i dalszej wyczynia z pomnikami i rzeźbami miejskimi właśnie. Ale zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że nie wiem, o co pyta. Na to znajomy powiedział – wysyłam, popatrz. Popatrzyłam i nie wiedziałam, na co patrzę, a właściwie paczam, bo to bardziej adekwatne określenie jest. A paczałam ni mniej, ni więcej na złoty pomnik św. Jadwigi Andegaweńskiej, który właśnie staje, znaczy budowany jest w Szczecinie właśnie. Przemiły był załamany, bo decyzja zapadła. Złoty, bo będzie pomalowany na złoty kolor, niczym pomnik spotkania cesarza Ottona III i Bolesława Chrobrego w Iłowie Żagańskiej. Tam to jest taki krzywy kopczyk z tablicą zaświadczającą, że do spotkania wielkich tamtych czasów właśnie tam doszło. Kopczyk jest z kamieni, urokliwie pociągniętych srebrzanką, taką fatalną substancją, która udaje srebro. Efekt jest zawstydzający i generalnie kiczowaty.
Szczecin natomiast postanowił wystawić sobie posąg świętej, dobrej królowej Jadwigi, fundatorki dzisiejszego Uniwersytetu Jagiellońskiego, pierwszej żony Władysława Jagiełły. Jak na tamte czasy, światłej i mądrej. I co? I będzie karykatura, coś paskudnego. Paczałam na projekt, paczałam i nie wiedziałam, śmiać się czy płakać.
Tym oto sposobem Szczecin wysuwa się na prowadzenie, jeśli chodzi o paskudy i gęby dorabiane wielce zasłużonym patronom. Przez ten kiczowaty, generalnie zły i zwyczajnie paskudny projekt bije na głowę nas, znaczy miasto nad trzema rzekami, gdzie lada chwila pojawi się także kolejny pomnik, o którym ja mówię pomniczyszcze. Pomnik, który przyprawi gębę osobie, którą ma upamiętniać. Przy Hawelańskiej ulicy oto to coś stanie. W mieście mamy już kilka takich rzeźb, które wołają o pomstę do nieba, bo raczej ośmieszają, niż wynoszą na piedestały osoby, które mają upamiętniać. To przeskalowana i z punktu widzenia sztuki koszmarna głowa wybitnego rotmistrza Pileckiego, to obelisk poświęcony Orlętom Lwowskim, to koszmarny pod każdym względem pomnik Jana Pawła II na placu jego imienia, to w końcu pomnik Wilhelma Pluty oraz pomnik księdza Witolda Andrzejewskiego – wybitnej postaci. A rzeźba tak zaprojektowana i tak ustawiona powoduje, że ludzie spoza miasta dworują na jego widok. Wiem, bom parę wycieczek po mieście poprowadziła i doświadczyłam różnych reakcji na widok właśnie tej rzeźby. Może intencje były szczytne, na pewno, bo o inne ojców i matki fundatorów nie posądzam. Efekt jest taki, że za każdym razem słyszę – o, jaki krasnal tu stoi.
Tak to bowiem jest, kiedy za upiększanie miasta, ubogacanie w pomniki i miejsca, które winny być upamiętnieniem, biorą się ludzie, którzy nie mają do tego ani wiedzy, ani wyobraźni, ani talentu, ani wyczucia. I nawet szczytne intencje palą na panewce, kiedy się widzi efekt finalny.
W każdym razie, dzięki kuriozalnemu pomysłowi rajców szczecińskich korona miasta z absolutnym kiczem jako symbolem miasta bez gustu i wyczucia odsuwa się od nas i to chyba na lata. Bo naprawdę trudno będzie coś bardziej paskudnego wymyślić. Koleżeństwo przewodnicy w Szczecinie już rwą sobie włosy z głowy oraz targają czerwone przewodnickie polary z tej oto żałości, że u nich coś takiego powstaje. A mieli nadzieję, że jedno okropne coś, co stoi w bezpośredniej bliskości Filharmonii, Komendy Policji oraz Bramy Portowej wystarczy. Ja już zaprosiłam przemiłego na spacer po rzeźbach miejskich dedykowanych zwykłym ludziom tu mieszkającym a ufundowanym przez tutejszych – czyli Szlak Figur wpisany na listę rzeczy ciekawych do obejrzenia przez polskich krajoznawców. Jak to cholerstwo pójdzie precz, mam na myśli zarazę, to przyjadą i zrobimy sobie spacer.
Koleżeństwo przewodnickie zresztą szlak zna, bo miasto nad trzema rzekami jest pierwszym takim, które tak, a nie inaczej upamiętniło swoich ciekawych mieszkańców. A teraz sobie przyjedzie i zrobi dokumentację fotopstryczną. Tyż piknie, mówiąc z góralska.
Ps. Wróciłam znów do miasta nad trzema rzekami. Oczywiście pociągiem, bo czym. No i nie było tym razem komitetu powitalnego, czyli państwa ze Służby Ochrony Kolei, nikt nie zwracał uwagi, czy maseczki są, czy też ich nie ma. Ale, ale na dworcu, nie całkiem pustym tym razem, bo jakieś ludki się plątały, odkryłam dwa nowe automaty z przekąskami i kawą. Nie miałam sposobności sprawdzić, czy i jak działają, ale uczynię to następnym razem. No w każdym razie coś się od niedzieli zmieniło….
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.