2020-12-24, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Równo rok temu wałęsałam się po Dreźnie i okolicy. Przesiadywałam w ulubionych miejscach, robiłam zdjęcia i projektowałam kolejny przyjazd.
To były święta w stylu, jaki najbardziej lubię. Gdzieś poza krajem, bez żadnej świątecznej napinki, bez białych obrusów, bez pierogów, choinki, prezentów, eleganckich strojów. Święta na ulicy, w muzeach, spędzane jako łażenie po kątkach, do których lubię wracać lub lubię poznawać. A ponieważ Drezno to jednak jest miejsca, do którego wracam stale i to od wielu lat, zatem snułam się po ulubionych kątach. Co prawda krzaków przy Kancelarii Saksonii już nie ma, ale pies drapał. Siedziałam na prawym brzegu Łaby i gapiłam się na bajkowy krajobraz po drugiej stronie rzeki. Miałam kawę w kubku termicznym, grzane wino w drugim i trochę rumu w butelce, tak na wszelki wypadek. I byłam autentycznie szczęśliwa. Gapiłam się na koronkowe wettynowskie miasto, które powstało niczym Feniks z popiołów po II wojnie i już sobie projektowałam, że kiedy i z kim tu znów wrócę.
Potem jeszcze pojechałam do Berlina i wszystko się zatrzymało. Potem już nigdzie nie pojechałam. Większość z nas nigdzie nie pojechała. Ale znów zbliżały się Święta. Te święta, więc znów zabukowałam sobie ulubiony niedrogi hotel, z którego widzę Yenidze, i miałam nadzieję, że szczęście się uśmiechnie, bo tak miało być.
No niestety, zaraza nie odpuściła. Siedzę w domu, myślami jestem w Dreźnie, ale też przewija mnie się przed oczami cały miniony rok. Niełaskawy, niedobry, nieszczęśliwy, trudny. Cywilizacyjnie przyszło nam się mierzyć z czymś, co można jedynie porównać do plag z mitologii greckiej. Nikt z nas nigdy czegoś jeszcze takiego nie przeżył. Takiej grozy, niemal namacalnego niebezpieczeństwa. Przynajmniej ja takiego czegoś nie przeżyłam. Władze ciągle straszą, zamykają w domu, grożą i wygrażają.
Przyszły zatem święta, które winny być czymś szczególnym. Ale chyba tak nie będzie. Bo groza wisi w powietrzu, bo płyną zatrważające komunikaty o nowych ogniskach zarazy.
Zatem – podczas tych świąt życzę nam wszystkim – wyłączmy telewizory i komputery, spędźmy jak najwięcej czasu w taki sposób, jaki lubimy – przy stole, z rodziną, z książką, z koncertem jazzowym, z koncertem klasycznym, naprawiając rozpadające się i nienaprawialne radio dla przykładu. Zróbmy coś, co naprawdę sprawi nam radość, oderwie od paskudnej rzeczywistości, da okruch nadziei, że jednak wszystko się na nowo ułoży, że wszyscy znów będziemy w miarę normalnie żyć.
Tylko tak uda się te niewesołe święta przeżyć. Ja będę myślami w Dreźnie, potem poczytam sobie dwie książki, jeszcze potem zjem kawałek makowca, a na ostatku pójdę do lasu.
Niech każdy za Państwa spędzi te święta tak, aby faktycznie zapomnieć o tym, co nas otacza. I myślę, że standardowe życzenia w typie – zdrowych i wesołych zwyczajnie tu nie pasują. Niech one będą dobre dla każdego z nas, niech pozwolą się odstresować, zapomnieć o tym, co nas otacza. Niech dadzą nadzieję, że naprawdę niedługo już zrobi się lepiej i znów będzie można pojechać do Drezna, Miśni, Berlina, na Majorkę, do Tallina, Tokio, jednym słowem wszędzie, gdzie chcemy. A jak chcemy do Kołobrzegu, to też dobrze.
Dobrego czasu…..
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.