Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Agnieszki, Amalii, Czecha , 20 kwietnia 2024

I po świętach, spokojnych jak nigdy

2020-12-28, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Nie było interwencji policji, nie było mordowanych karpi. Był Dziadek do orzechów oraz święty spokój. Tak minęły najbardziej nieprawdopodobne święta w moim życiu.

Jeden z najlepszych polskich dziennikarzy, Konrad Piasecki powiedział, że historia dzieje się na naszych oczach. No i rzeczywiście coś jest na rzeczy. Bo nawet minione święta takie były. Drugie w tym roku w samotności i wyciszeniu, bez nadmiaru jedzenia czy innych rzeczy.

U mnie w kamienicy było nader spokojnie. Ale i na ulicy chyba też, nawet na pewno. Nie było żadnej interwencji – policji, straży pożarnej, inspekcji ruchu drogowego, straży ochrony kolei ani nikogo. Żartowaliśmy z sąsiadami, że trzeba znów popracować na jakąś legendę, żeby znów Nowe Miasto stało się wyraziste. Oczywiście żartowaliśmy na kanwie tego, że w Szczecinie oczywiście znaleźli się jacyś informatorzy, którzy „życzliwie” donieśli na sąsiadów. Ot polska mentalność. U nas było cicho i spokojnie, tylko lasvegasy mrugały, żeby nie zapomnieć, że mamy święta.

Ja sobie odprawiłam swój świąteczny rytuał, czyli przeczytałam kolejny raz – nie wiem który „Dziadka do orzechów” E.T.A. Hoffamna, posłuchałam sobie także Dziadka do orzechów Piotra Czajkowskiego i w tym momencie tradycji świątecznej stało się zadość. Zawsze tak robię, bo jakoś tak mam. A jak w telewizji idzie jakaś ekranizacja, nawet wariacja na temat, to też oglądam. I to było całe moje świętowanie.

Przed nami trzy dziwne dni, trzy, bo idzie się do pracy, a w perspektywie znów kilka wolnych, bo sylwester, bo Nowy Rok, bo znów impreza. Choć tym razem raczej imprez nie będzie, bo pandemia, bo zakazy i obostrzenia. Choć znając narodek, da sobie rade i z tym problemem. Co wyjdzie, zobaczymy.

I z historycznego kątka. Mija dokładnie 65 lat od chwili, gdy w gmach Łaźni Miejskiej uruchomiono pierwszy w województwie Zakład Przyrodoleczniczy; w dziale fizykoterapii prowadzono naświetlania pacjentów lampami kwarcowymi, leczono nerwobóle za pomocą aparatu „Polano”, w 13 kabinach za pomocą różnych urządzeń i aparatów leczono wszelkie schorzenia reumatyczne, ropne, a także dolegliwości pourazowe, w kabinie natryskowej urządzono tzw. bicze wodne do leczenia stanów bólowych, zaś w dziale hydroterapii, planowano stosować leczenie kuracyjne poprzez kąpiele kwasowęglowe, jodobromowe, solankowe i zabiegi parafinowe; w zakładzie mieścił się też basen, w którym odbywały się kąpiele dla dzieci po urazach oraz po przebytej chorobie Heine-Medina; zakład działał na dwie zmiany, personel składał się z sześciu pielęgniarek i lekarza, którym była Halina Sobkiewicz.

A co mamy dziś…. Ech, szkoda słow.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x