2021-02-01, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Dziwny, bo się różne rzeczy wydarzyły, niedobry, bo lokalna kultura oraz społeczność romska zanotowała straty.
Przede wszystkim to był weekend Dnia Pamięci i Pojednania. Wiem, że było na ten temat sporo, ale ja uważam, że przy okazji tej daty informacji nigdy dość. Tym bardziej, że IPN wstydliwie chowa dyskusję, jaka w 2017 roku przy okazji właśnie tej daty rozpętał. Bo nagle jakiś niedokształcony i nieświatły urzędniczyna uznał, iż 30 stycznia – data wejście Rosjan do miasta i data faktycznej zmiany państwowości tego terenu, jest znakiem propagowania komunizmu. Trzeba nie mieć absolutnie mózgu, aby się takich asocjacji dopatrzyć, ale z IPN zwykle tak jest. Pamiętam, jak się Rada Miasta gimnastykowała, żeby data nie poszła precz i żeby nazwa ulicy została. Absurd to mało.
W sobotę wieczór poszedł w świat koncert z Filharmonii, oczywiście w streamingu, czyli przez internet. Ktoś, kto nie miał okazji posłuchać muzyki na pustej Sali jakiejkolwiek filharmonii, nie jest w stanie zrozumieć, jak traumatyczne jest to uczucie. Ale w każdym razie godnie obeszliśmy tę ważna, najważniejszą z pozycji Polski datę.
Moment wcześniej przyszła informacja, że zmarła Alfreda Markowska, Babcia Nońcia, Honorowa Obywatelka Miasta, Romka zasłużona jak nikt w ratowanie ludzkiego życia podczas II wojny światowej. Olbrzymia strata dla społeczności romskiej, dla społeczności polskiej. Kilka lat temu prowadziłam nawet dyskusję z Instytutem Yad Vashem w Jerozolimie w sprawie oliwki na wzgórzu Herzla i tytułu, ale sprawa utknęła w martwym punkcie, ponieważ nie znaleźliśmy dokumentów, jakie Instytut wymagał, no i mieliśmy tylko świadectwa Romów, podczas Instytut wymagał poświadczeń od uratowanych od Zagłady Żydów. Może za mało starań wówczas dołożyłam? Dla mnie pamięć o pani Markowskiej będzie ważna.
No i następnego dnia kolejna zła, bardzo zła informacja. Na Niebieskie Ląki naukowe przeniósł się prof. Ludwik Lipnicki, lichenolog, jeden z najlepszych w Polsce, pracownik AWF w Gorzowie. Mieszkaniec Drezdenka. Przy okazji gawędziarz, pisarz, poeta, fantastyczny człowiek. Znałam i bardzo, ale to bardzo lubiłam. Ze zdumieniem patrzyłam na kolejne informacje, które tylko te olbrzymią stratę potwierdzały. Do głowy wróciły mi spotkania z panem profesorem, pewna rozmowa, w której objaśniał, dlaczego lichenologia jest tak ważną nauką w życiu. Ech, ja wiem i rozumiem, że taka jest naturalna kolej rzeczy, ale zwyczajnie jakoś nie umiem się coraz bardziej z nią pogodzić.
Dziwny doprawdy to był weekend. Prawdziwy splot dobrego i złego….
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.