Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

I znów mamy zimę i to jaką!

2021-02-09, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Śnieg zaczął znów padać w poniedziałek rano. Drobne płatki śniegu wcale nie przekonywały, że za kilka godzin będzie bajkowo. Bo jest bajkowo.

Lubię bardzo zimę. Lubię chłód, lubię śnieg, nigdy wówczas nie marudzę, bo głowa mi lepiej pracuje. Tak to już od lat jest, generalnie od zawsze. Tyle tytułem wstępu.

Kiedy rano w poniedziałek wstałam (dość bardzo wcześnie), to włączyłam TVN24, zaparzyłam kawę i dawaj oglądać, co tam panie dziejku i ty Królowo Śniegu oraz daleka Syberio wyczyniacie u nas. No i się okazało, że wyczyniacie dużo. Na południu, północy i wschodzie oraz w innych kątkach pada mocarnie śnieg. Tworzą się zaspy, jakieś takie duże i generalnie jest, jak w poważnym kraju zimą winno być. U nas jeszcze było bezśnieżnie, ale dość chłodno. Termometr pokazał – 11 stopni Celsjusza. Potem, już jak szłam do pracy, to zaczęły padać drobne płateczki śniegu. I tak sobie ten śnieg padał, padał, padał, padał i zrobiło się cudnie biało, jak na zdjęciach dr. Kurta Mazura z lat 50. minionego wieku.

Natychmiast zaroiło się na najbardziej atrakcyjnych górkach w centrum, czyli przy Filharmonii Gorzowskiej. Kątem oka łowiłam dzieciaki z saneczkami i czym tam jeszcze, żeby można było jeździć z górki na pazurki. Potem widziałam służby miejskie, które usiłują walczyć z tym drobnym, ale jednak uporczywym śniegiem, co było pracą trochę bez sensu, bo co kto zdążył usunąć, za chwilkę musiał usuwać na nowo. Takie prawo zimy.

Szczęściem w mieście nie było żadnych poważnych kolizji, nic się nie paliło, bo w kraju i owszem, w tym paliło się Archiwum Miejskie w Krakowie. I ten pożar strasznie mnie przygnębił. Bo jak już wiele razy mówiłam i pisałam, archiwa, biblioteki, muzea to miejsca – strażnicy pamięci. Tam się przechowuje to, co umyka ludzkiemu wspomnieniu, ludzkiej pamięci właśnie.

A jeśli chodzi o zimę, to byłam umówiona na ważny telefon z ludźmi z Krakowa. I owszem, porozmawialiśmy sobie, ale tylko dlatego, że ktoś wynalazł telefony komórkowe, bo jakbyśmy chcieli gadać przez stacjonarne, to by się nie udało. W Krakowie tyle napadało, że zasypało stacjonarne centrale. Natomiast z Poznania i Bydgoszczy dostałam sygnały, że tak, owszem, wszystkie nasze ustalenia co do planowanych wydarzeń są aktualne, ale jeśli jeszcze tak posypie, tak z tydzień, a potem będzie jeszcze więcej śniegu, to nikt nie wie, czy komukolwiek uda się do nas dojechać. No cóż. Zima.

Od zaprzyjaźnionych przyjaciół i znajomych w Niemczech mam sygnały, że generalnie ludzie są proszeni, aby z domów na razie nie wychodzić, bo sypie i śniegu jest tyle, ile najstarsi górale tyrolscy nie pamiętają. Popatrzyłam sobie zatem na mój ukochany najbardziej po Berlinie Quedlinburg, no i fakt. Tam już mają malusie korytarze do chodzenia. O jeżdżeniu samochodami nikt na razie nie marzy, choć wielu by chciało. No cóż. Zima panie. W takim Amsterdamie ludzie na przystankach czekają na komunikację i tańczą sobie w rytm Hey Jude. Nikt nie marudzi, bo oni tam generalnie mają inne powody do marudzenia, niż śnieg. No cóż. Zima panie i panowie.

A wracając do Gorzowa. Ulice zasypane, chodniki też, ale wow, nie ma, w każdym razie nie było marudzenia. Ludzieńki jakby sobie przypomniały, że jak jest zima, to może być właśnie tak. Śnieżnie, mocno śnieżnie. I nawet wzmożona praca służb miejskich nic na to nie poradzi. Ktoś wyciągnął stare sanki, żeby dziecko do przedszkola czy żłobka dowieźć. Ktoś inny – nastolatki – nagle zdał sobie sprawę, że wyjście na dwór w drodze dokądkolwiek powoduje jedno – trzeba się ubrać nie na luzie, bo co mi tam zima, tylko faktycznie ciepło. Już nie było widać gołych kostek u nóg i gołych głów. Przecież zima przyszła i jak pokazują różne radary, trochę u nas pobędzie. Na pewno z kilka, jeśli nie kilkanaście dni.

Gapię się na nią, cieszy mnie wszystko, co z nią jest związane i tak naprawdę błogosławię KAWKĘ. Po raz pierwszy bowiem od jej założenia, przyszły takie mrozy. Gdyby nie KAWKA to w moimi domu byłoby coś + 6 stopni. A tak…. No prawie tropiki, czy;i +19.

Ps. Dziś mija dokładnie 65 lat (1956 rok), kiedy to w Gorzowie odnotowano 27,3 st. mrozu; jest to najniższa temperatura zanotowana w powojennym Gorzowie. No panie i panowie, jednym słowem, wiele jeszcze przed nami…. O zimie, a właściwie przełomu grudnia i stycznia 1978/79 nie wspominam, bo nie ta pora, nie ta temperatura i jednak nie ten śnieg. Choć kto wie, kto wie…. Ja tam nie mam nic naprzeciw…..

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x