2021-03-11, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Jeszcze kilka lat temu nikt nie myślał, jak istotne okażą się media społecznościowe. Ostatnie dni pokazały, że bez nich dziś się żyć nie da.
Już kilka dni temu, ale całkiem niedawno w mediach społecznościowych pojawiły się dwa wpisy dwóch ważnych osób w mieście – znanego prawnika i znanej dziennikarki. Oba dotyczyły tego samego, a mianowicie informowały, iż pewien bardzo znany bloger został w krótkim czasie dwa razy skazany za kłamstwo i szerzenie mowy nienawiści.
No i nieco się zatrzęsła lokalna scena komentatorska. Bo jakże to, znany, przez wielu ceniony komentator, bloger, człowiek wydawałoby się renesansu – kłamcą?, szerzącym słowa nienawiści? Co niektórzy, którzy żyją dłużej, tylko głowami pokiwali, inni byli naprawdę zdumieni – bo jak to? Błyskotliwy, wszędzie znany i wydawałoby się lubiany, a tu takie coś?
No i jak tu teraz wierzyć w to, co ów bloger pisze? Były nieśmiałe próby obrony, dezawuowania informacji, ale szybko jednak się skończyły. Bo jednak wyrok sądu, to wyrok sądu, w społeczeństwie obywatelskim raczej się na ten temat nie dyskutuje. Można wynik sprawy zaskarżyć, ale jak na razie sam skazany głosu nie zabrał, więc nie wiadomo, czy skarżył będzie do wyższej instancji.
Jak dla mnie to kolejny przykład tego, że wydawanie opinii, szeregowanie kogoś, ocenianie musi być nierozerwalnie związane z prawdą. Nie może tak być, że ktoś kogoś oczernia, bo go nie lubi, albo mu się wydaje, że wie. Ja sama też padłam kiedyś ofiarą bezwzględnych i wulgarnych w istocie słów pod swoim adresem owego blogera. Inwencji panu wystarczyło, aby podworować z mego nazwiska, do czego jestem przyzwyczajona, bo nadzwyczaj łatwo. Nie wszczynałam kroków, ale przestałam gościa traktować poważnie. Pora zatem, żeby inni też to uczynili. Bo nie ma nic gorszego niż anatema społeczna czy towarzyska. Kto nie przeżył, ten nie jest w stanie zrozumieć jak to może zaboleć.
Ale bulgotanie dotyczy nie tylko owego blogera, bo także pewnego stowarzyszenia, które się z hukiem i głośno zawiązało – tworzył je pewien przebrzmiały dziś polityk. No i chyba jest już po stowarzyszeniu, bo ów bloger tam był we władzach, ale i kilka innych osób, które poinformowały ostatnio, że już władzami nie są. No i najszła mnie taka myśl – a miało być tak pięknie, tak po hamerykansku, tak prospołecznie i tak dla miasta naszego tak ślicznie rozłożonego na siedmiu wzgórzach. No ma ci ten nadwarciański Rzym kłopot z obywatelskością. Co się coś zadzieje, to zaraz to szlag trafia, bo albo zbyt nadęte i wysadzone w powietrze jest, albo kupy się nie trzyma.
No cóż, zobaczymy, co dalej się wydarzy.
A teraz z drugiego kątka. Otóż uprzejmie informuję, iż w kwestii śmietnika przy Łokietka nadal nic się nie zmieniło. Teraz do spalonego pojemnika przybył pojemnik przewrócony. Mieszkańcy nadal bez żadnego nic dosypują tam śmieci. To tyle w kwestii Rzymu nadwarciańskiego.
Ps. Mija dokładnie 81 lat od chwili, gdy władze zlikwidowały szkołę katolicką przy ul. Warszawskiej 45, a jej budynek przeznaczyły na cele szpitalne. Dziś tu mieści się bardzo znane w mieście Niepubliczne Przedszkole prowadzone przez szarytki. Czyli kościelna własność wróciła do kościoła.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.