2021-04-12, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
No i proszę, jak się człowiek uprze, pomarudzi, ponarzeka, to nawet urzędników do swojego przekona. Tak było z łąkami kwietnymi, które lada moment powinny być widoczne.
O konieczności zmiany podejścia do polityki zieleni w mieście mówi się od kilku poważnych lat, od kilku bardzo intensywnie, a po rzezi zieleni pod tzw. konieczne inwestycje niemal codziennie. Jednym ze stale nawracających elementów dyskusji i marudzenia była konieczność założenia łąk kwietnych, które się znakomicie sprawdzają na Zachodzie Europy, ale także i w paru większych polskich miastach. Bo ładne, bo niekoniecznie mocno kosztowne w utrzymaniu, bo potrafią poradzić sobie z wysokimi temperaturami latem, czyli mogą być pomocne w walce z przesuszeniami gruntu, z suszą jako taką, która w mieście jest szczególnie groźna.
No i masz, się udało. Już za jakiś czas, jak kapryśna polska wiosna stanie się ciepłą wiosną pierwsze takie łąki powinno być widać w parku Górczyńskim, parku 750-lecia oraz w alei ks. Witolda Andrzejewskiego, jak i na skarpie przy Matejki. Łąki zostały wysiane jesienią ubiegłego roku. I jak informuje magistrat do ich powstania zastosowano mieszankę 40 gatunków roślin łąkowych, takich jak: chaber bławatek, cykoria podróżnik, dziewanna pospolita, dziurawiec zwyczajny czy koniczyna łąkowa. Jak się uda, to kolejne łąki powstaną w parku przy szpitalu psychiatrycznym, w parku Słowiańskim czy na błoniach przy Kłodawce przy ulicy Chodkiewicza.
No ale co ma się nie udać? Bławatki czy dziewanny nie wyrosną? Wyrosną. Co im może zaszkodzić? Tylko człowiek z jego niszczycielskimi napędami. I wówczas ekologowie oraz urzędnicy mogą stanąć na rzęsach, a i tak się nie powiedzie, bo przyjdzie jakiś Marian czy Czesiek po dwóch piwkach lub po 15 piwkach i stwierdzi, że mu się nie podoba, a skoro mu się nie podoba, to trzeba zniszczyć. No cóż, taka uroda tego miasta, bo w innych jakoś mniej tych Marianów i Cześków się ujawnia.
Trzymam zatem bardzo mocno kciuki, żeby się udało i żeby znacznie więcej takich łąk się pojawiało w mieście. Bo nie ma nic ładniejszego…
Renata Ochwat
Ps. Dziś mija 70 lat od chwili, gdy zarządzeniem Ministra Przemysłu Chemicznego powołano Gorzowskie Zakłady Włókien Sztucznych w budowie, w 1956 odrzucono dopisek „w budowie”, przed 1961 zaczęła upowszechniać się nazwa „Stilon”; dyrektorem GZWS pozostał Henryk Ejchart (1912-1984), przyszły adwokat, obrońca w procesach politycznych, wtedy szef Dyrekcji Budowy Państwowej Fabryki Włókien Syntetycznych w Gorzowie, głównym inżynierem – mgr inż. Bohdan Brodowski (1911-2000). Dodam tylko, że Stilon jest jedną z niewielu fabryk, która ma własną biografię. Można o nią popytać w bibliotece wojewódzkiej.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.