2021-05-27, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Kawiarenki się pojawiają i coraz ich więcej. Nawet na tym niepięknym deptaku przy katedrze są. To kolejny znak, że jednak może wraca normalność.
Szłam sobie niespiesznie, żeby zobaczyć plastikowe kwiaty, które wczoraj wyrosły na betonie przy katedrze, ale ich nie zobaczyłam. Bo już ktoś posprzątał ten symbol złego gustu i jarmarcznych upodobań. Dlaczego zły gust? Bo plastikowy kwiat zawsze, od chwili wyprodukowania jest symbolem byle czego, czego się nie powinno wystawiać publicznie, ani tym bardziej ustawiać we własnych wazonach, w podrabianych kryształowych wazonach. Nie było kwiatów, ale za to z okna susharni, czyli miejsca, gdzie się podaje sushi pomachał do mnie kotek – Maneki Neko. No i myśli moje poleciały do Tokio i Kyoto, gdzie takich koteczków są miliony i stawiane są na szczęście, na wabienie tego szczęścia.
Może i tym razem ten koteczek też zwabi szczęście, czyli pogoni precz zarazę tak, żeby można było spokojnie usiąść w ogródku kawiarnianym, pójść na koncert, usiąść, jak drzewiej bywało, w restauracji czy kawiarni. Niech zwabi.
A tak swoją drogą, jakie to przewrotne. Jeszcze do niedawna o Maneki neko myślałam tak, jak myślę o plastikowych kwiatach. Może dlatego, że koteczki dalekoazjatyckie trochę słabo pasują do naszych wnętrz? No niech tam. Jednak kotek machający łapką w knajpce, która wystylizowana jest na japońską susharnię i serwująca sushi właśnie, pasuje tu bardzo. I co dziwne, w Japonii, ojczyźnie tych koteczków, można je spotkać zarówno w dość eleganckich restauracjach (w jednej takiej byłam), jak i w dość podrzędnych barach, w których jest miejsce dla pięciu osób – bardzo pospolitych w Kraju Kwitnącej Wiśni. Zatem niech ten Maneki Neko przyniesie nam szczęście. Nawet pójdę tam na sushi pod warunkiem, że mają surowego tuńczyka i nie pachnie zupą miso.
A teraz z drugiego kątka. Przeczytałam, że na powstającej hali przy Słowiance ma zawisnąć ogromny wyświetlacz – będzie informował okolicę oraz wszystkich kosmitów w galaktyce Droga Mleczna co tu się panie dziejki odbywa. Jakie zawody i co tam jeszcze. Nie jest żadną tajemnicą, że dla mnie budowa hali w tym miejscu, podkreślam, w tym miejscu, jest barbarzyństwem i wierzę, że karma wróci. To jeszcze to – wyświetlacz i inne zaśmiecanie przestrzeni publicznej światłem. Zwracam uwagę zatem tym, co to wymyśli, że śmieci się nie tylko odpadami typu opona w lesie, ale też inwazyjnym światłem – mamy w mieście już takie dwa miejsca, ale inwazyjnym dźwiękiem. Mało tego – inwazyjne światło i dźwięk są współczesnymi torturami stosowanymi przez barbarzyńskie kraje. To tak na marginesie tylko.
Mam nadzieję, że jednak ktoś się poważnie zastanowi, zanim rzeczywiście coś takiego na budynku powiesi. Ale z drugiej strony – raczej nie mam nadziei. No cóż… Taka gmina.
Renata Ochwat
Ps. Dziś mijają 93 lata od chwili śmierci Artura Schönfliesa(75 l.), landsberczanina, profesora matematyki na Uniwersytecie w Królewcu, fundator pewnego parku w Gorzowie. Nie piszę jakiego, bo może ujdzie on oczom urzędników i się ostanie w formie, w jakiej jest. Tacy to obywatele w tym mieście onegdaj mieszkali….
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.