2021-05-31, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Mnie minął szybko, bo w pracy, ale jednak parę rzeczy zdążyłam zauważyć. I przyznam, że niektóre mnie zaskoczyły.
Pierwszy raz od półtora roku zdarzyło się, że do restauracji wszelakich trzeba było stać w kolejce. Najpierw, aby dostać stolik, a potem długo czekać na zamówione jedzenie. Zwyczajnie trzeba się było naszukać miejsca, gdzie nie stało się w ogonie. Wszyscy znajomi, których spotkałam, jednym głosem mówili, że przyszli na jakiekolwiek jedzenie poza domem, bo już zwyczajnie nie dawali rady z tym siedzeniem i pichceniem. No i kolejny raz się potwierdziło, że człowiek to zwierzę stadne, lubi towarzystwo, musi się spotykać z kimś drugim i trzecim, bo inaczej zwariuje.
Powiem nawet tak, po długiej przerwie swoje podwoje otworzyła sławna już za sprawą politycznych protestów Pijalnia wódki, bo tak się to chyba nazywa. No i proszę, była jednym z nielicznych lokali w mieście, gdzie nie było ogona. Mało tego, niemal nikt nie siedział w ichnim ogródku. Widać aż tak źle z narodem nie jest, że w te dyrdy leci pić alkohol.
Po drugie – zauważyłam, że naród spragniony jest spotkań na koncercie familijnym w Filharmonii. Na koncert z piosenkami dziecięcymi i w wykonaniu dzieci przyszło mnóstwo osób z małymi i maleńkimi. No i była zabawa, były smakołyki oraz niespodzianki. Pierwszy raz od bardzo dawna aż tak wielu zechciało się wspólnie bawić. Jak dla mnie to znakomity prognostyk przed Piknikami Chopinowskimi, które w tym roku odbędą się po raz piąty.
A teraz z drugiego kątka. Otóż ze zdumieniem przyglądam się dyskusjom na temat tego, jak miasto dba o porządek. A dokładnie – chodzi o te zwały śmieci zalegające wszędzie. Powiem tak, miasto wraz ze swoimi służbami może sobie stanąć na rzęsach i zaklaskać uszami, i nic nie zrobi, jeśli nie będzie obywatelskiego sposobu podejścia do miasta. Przykład – proszę bardzo. Niedziela, wczesne rano, bo ja jakoś lubię wczesne ranki. Na placu Staromiejskim, gdzie akurat nie brakuje pojemników na odpadki, na trawie walają się puste butelki po alkoholu, puszki po piwie i coli oraz jeszcze coś. Dokładnie 2 metry dalej stoi pusty kosz na śmieci. Więc skoro to się dzieje w takim miejscu, gdzie naprawdę nie potrzeba wysiłku, aby wrzucić odpad do pojemnika, to co mówić o miejscach, gdzie ten kosz stoi 150 metrów dalej. I zresztą, co to za wymówka, że koszy na śmieci mało jest? Jakiż to problem przenieść kawałek pustą butelkę, puszkę, pojemnik po sałatce czy cokolwiek? Trudno?
Jak się okazuje, w Gorzowie trudno. Zatem miasto ze wszystkimi urzędnikami i służbami prędzej się wykończy, niż zapanuje nad bałaganem prokurowanym przez rozdyskutowanych i oburzonych mieszkańców. Taka gmina, no cóż.
Renata Ochwat
Ps. Dokładnie 75 lat temu Gorzów liczył 26.107 mieszkańców, w tym 24.342 Polaków, 1715 Niemców i 50 osób innych narodowości. Dodam tylko, że zgodnie z obowiązującą wówczas poprawnością polityczną i skrzywioną ortografią Niemców określano mianem – te niemczaki lub niemce…..
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.