2021-06-16, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Likwidacja wolnych miejsc, strefy bezpieczeństwa i przywrócenie samodzielnego otwierania drzwi do autobusów i tramwajów – bo zaraza ustępuje. Czyżby faktycznie koniec?
Miejski Zakład Komunikacji już zapowiedział, że pod koniec miesiąca koniec z obostrzeniami w komunikacji miejskiej. Ze wszystkich ograniczeń zostają tylko maseczki. No i super, bo pewnego rodzaju schizofrenia w komunikacji trwała już od jakiegoś czasu. Co więcej, podobnie jest z maseczkami. Mało kto się już nimi przejmuje. Onegdaj jechałam bimbką i sobie oglądałam nastolatków zachowujących się nonszalancko. Bez maseczek, rozchichotani, zaczepni. Ponieważ od jakiegoś czasu minął mi zapał nawracania na jasną stronę mocy, to tylko sobie obserwowałam zachowania tych ludzi. Przykre, ale widać taki przywilej młodości w typie – kozia.
Wracając do MZK, dobrze, że z wolna wraca znana rzeczywistość, dobrze, że znikną przerażające mnie żółte taśmy oddzielające kierowców od pasażerów. Trzeba mieć nadzieję, że już wcale nie będą potrzebne. A skoro przy MZK jestem, to powiem, że zachwyciła mnie akcja, jaką Gastronomik urządził wczorajszego dnia przy Łaźni. Uczniowie w profesjonalnych kucharskich uniformach częstowali kierowców, ale i pasażerów wykwintnie przygotowanym jarskim jedzeniem – botwinką i kanapkami. Akcja super – pokazała, że jest w mieście fajna szkoła kształcąca w popularnym zawodzie, i to jak kształcąca. Po drugie – promocja zdrowych i smacznych nawyków jedzeniowych. No i po kolejne, takie akcje tylko ocieplają wizerunek miasta. Gratulacje.
Jeśli chodzi o ocieplanie wizerunków rozmaitych, to za taki mam otwarcie zielonego patio w bibliotece. Co prawda moim zdaniem Książnica Wojewódzka wcale nie musi ocieplać swego wizerunku, bo należy do jednej z najbardziej przyjaznych instytucji – wystarczy wejść i się przekonać samemu. A kwietny skwer jest tego kolejnym krokiem. Można sobie dworować, można się śmiać, że tylko kilka doniczek i dwa kwiatki, ale od czegoś trzeba zacząć. Ja tam chwalę wszystkie inicjatywy zmierzające do uzielenienia czy ukwiecenia miasta – najlepiej w postaci kwietnych łąk, miejsc zielonych w sposób jak najbardziej zbliżonych do naturalnych. Choć uczciwie trzeba przyznać, że jest też w mieście lobby, któremu podoba się betonowa pustynia bez odrobinki zieleni. I co dziwne, sporo tam młodych lub bardzo młodych ludzi. No cóż.
Miałam jeszcze napisać o tym, że będą w centrum kolejne wycinki drzew, bo ponoć drogę trzeba wybudować, ale zwyczajnie nie mam siły. Bo ile można gadać, że bez drzew, zieleni nas nie ma. Widać nikt w magistracie tego nie rozumie lub nie chce zrozumieć. No cóż…
Renata Ochwat
Ps. Dziś mija 55 lat od chwili, gdy w Gorzowie pojawiły się lody Bambino. Sprowadzano je samochodami chłodniami z wytwórni w Nowej Hucie i sprzedawano w dwóch sklepach i specjalnym kiosku ustawionym na rogu ul. Chrobrego i Marchlewskiego [= Wełniany Rynek]. Za chwilę ponoć przywalą nas afrykańskie upały, więc warto pamiętać, że kiedyś lody to był rzadki przysmak, nawet w upalny dzień…..
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.