2021-08-31, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Były dziwne, słoneczne, wyjazdowe. Były oddechem po przygnębiającym czasie pandemii, który jeszcze całkiem nie odszedł. No i wstępem w nową rzeczywistość.
Wakacje Anno Domini 2021 należy uznać za zakończone. Nawet takie złe nie były. Pogoda dopisała. Można było gdzieś pojechać – jak dla przykładu do ślicznych miast w Niemczech lub we Włoszech. Można było pochodzić na koncerty w mieście, w tym do Wartowni, która furorę ponoć zrobiła. Ja osobiście nie wiem, ponieważ nie gustuję w takiej muzyce, ale owszem, słyszałam ją, ponieważ nie dało się nie słyszeć. Tradycyjnie zachwycał Teatr Osterwy oraz FG koncertami klasycznymi. Jednym słowem, źle nie było zwłaszcza w porównaniu do wakacji z ubiegłego roku, gdzie naprawdę tylko nieliczni mieli okazję wyjechać gdziekolwiek, bo zaraza trzymała się mocno, wbrew zresztą zapowiedziom niektórych.
Oczywiście niedogodnością była konieczność podróżowania w maseczkach i dbanie o to, aby mieć ze sobą zaświadczenie o szczepieniach – tzw. green pass, lub aktualny test na COVID. Ale i tak było po prostu jakoś bardziej normalnie. Ja pojechałam do Lipska i bonusowo do Wenecji. Dla mnie wakacje były niezłe.
Ale to, co dobre, szybko się kończy. I powiem tak, chyba po raz pierwszy dziękuję wszystkiemu, że nie muszę iść do szkoły. Nie muszę, bo ją dawno skończyłam, a i swoją mega krótką karierę jako nauczyciel także. A ponieważ mam tak, że mówię, co myślę, a myślę jednak w kategoriach osobniczych, to prawdopodobnie bym w szkole długo miejsca na zagrzała. Przeczytałam ostatnio wywiad z panem Jakubem Kornhauserem, poetą i tłumaczem z rumuńskiego i francuskiego, synem wybitnego poety Juliana Kornhausera, który mówił o byciu w sytuacji pomiędzy, na styku, w czymś nieoczywistym i nie do końca określonym. Pomyślałam sobie – to o mnie. W krótkim czasie to drugi tekst, który jakoś bardzo dobrze mnie opisuje – sytuacja pomiędzy, osobna, niewygodna w istocie.
A teraz z drugiego kątka, smutnego niestety. W ostatnich dniach na Niebieską Łąkę przeniosła się pani Wiesława Gąsiorek. Wielu gorzowianom znana przede wszystkim jako szefowa i współwłaścicielka baru Bartosz. Zawsze bardzo miła, zawsze uśmiechnięta, zawsze dobry duch tego miejsca. Kilka razy miałam przyjemność rozmawiać z panią Wiesławą i zawsze to były miłe chwile. Jakiś czas temu przekazała prowadzenia baru swojemu synowi. Ale i tak była obecna. Zawsze smutno się robi, kiedy tacy ludzie odchodzą z tego nie najlepszego świata.
Renata Ochwat
Ps. 75 lat temu w Państwowych Żeńskich Szkołach Zawodowych, dziś „Gastronomik”, zakończył się pierwszy kurs „przetwórstwa owocowo-jarzynowego”, w którym uczestniczyło 16 słuchaczek. A teraz już nie będzie szkół zawodowych, tylko centrum…. Czasy cały czas się zmieniają….
Są skrawki ładnego w mieście, między innymi właśnie to miejsce do takich należy. I dobrze jest się napatrzeć, bo potem już nie ma na co.