2021-09-09, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Obudził mnie hałas i wyklinanie sąsiadów. Powód – jakieś służby w środku nocy postanowiły pomalować pasy na skrzyżowaniu pod moim domem.
Ulice 30 Stycznia i Armii Polskiej do najbardziej ruchliwych na świecie ani w mieście na siedmiu wzgórzach nie należą. Jak nie ma objazdów, a teraz nie ma, to naprawdę nie ma tam ruchu ulicznego jak na podlondyńskich autostradach. Ale widać ja i sąsiedzi się na tym nie znamy, bo zostaliśmy mocno zaskoczeni.
Noce są ciepłe, za ciepłe jak dla mnie, więc okna szeroko otwarte. I nagle jakieś chrzęszczenia, jakieś dziwne dźwięki zaczęły w środku nocy dobiegać zza okna. A za chwilę usłyszałam jak jeden z sąsiadów wyklina tych, co tam się krzątają. Po prostu odbywało się malowanie pasów na skrzyżowaniu. Tak jakby nie można było tego zrobić po 18.00, trzeba było coś o 3.00, bo trzeba było. Może komuś frajdę sprawiało latanie w lasku z czołówką, choć skrzyżowanie akurat dobrze oświetlone jest, może ktoś lubi prace różne w środku nocy. Ale ja i sąsiedzi wiemy, że tego nie lubimy.
Zwyczajnie niecelowe naszym zdaniem to było. Zresztą rano spotkałam jednego z sąsiadów, to się śmiał z całej tej akcji. Zwyczajnie złość przeszła, został śmiech. Naprawdę koniecznie trzeba takie rzeczy robić ciemną nocą w mieście średniej wielkości i o średnim ruchu? No cóż.
A teraz z drugiego kątka. Otóż już jutro w bibliotece wspomnienie knajp i knajpek działających w mieście, w tym słynnej Wenecji. Od lat zastanawia minie fenomen tego miejsca. Sentyment, który stale jest obecny w dyskursie miejskim. Stale ktoś wspomina tę knajpę, choć od lat jej nie ma. Dobrze w sumie, że choć takie sentymenty są obecne w mieście, które jakoś nie bardzo umie ani też chce zadbać o swoją przeszłość.
Renata Ochwat
Ps. Dziś mija 30 lat od chwili, gdy cmentarz Świętokrzyski został wpisany do rejestru zabytków. I co? Ano właśnie – co… to taka glossa do motywu dbania o spuściznę.
Są skrawki ładnego w mieście, między innymi właśnie to miejsce do takich należy. I dobrze jest się napatrzeć, bo potem już nie ma na co.