2021-09-24, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Zawsze, od wielu lat, czekam na ten moment. Na pierwszy koncert w sezonie w Filharmonii. Przedtem, jak jej nie było, czekałam na pierwszy klasyczny gdziekolwiek lub jechałam do Szczecina czy Poznania.
Każdy ma jakiegoś fisia. Ja mam dużo. Jednym z ważniejszych jest muzyka – słuchanie, zwłaszcza klasyki i jazzu. Od dziesięciu ponad lat mam ten komfort, że nie muszę już się błąkać po jakichś kościołach czy paskudnych salach, ani też lecieć z wywieszonym językiem po 100 km w jedną stronę, żeby spokojnie posłuchać muzyki. Nigdy w Gorzowie nie było problemu z jazzem, ale on też wymaga innych miejsc. Jazzowy koncert można zagrać nawet w piwnicy, co się zresztą z powodzeniem dzieje u nas, bo takiej piwnicy to ze świecą poszukać.
No i właśnie dziś zaczyna się dla mnie sezon, bo nie dość, że koncert w FG, to właśnie jeszcze koncert w jazzowej piwnicy. Powiem tak, dobrze i niedobrze jest mieć wybór. Bo chciałby się być w obu miejscach ma raz, a tak się zwyczajnie nie da.
Wybieram Filharmonię tym razem, ponieważ zaczyna bardzo, bardzo nietypowo. Nie będzie znanych i ogranych klasycznych czy romantycznych symfonii, za to będzie Henryk Wars oraz Ognisty ptak Igora Strawińskiego. Do tego jeszcze Świt nad rzeką Moskwą Modesta Musorgskiego i II Koncert skrzypcowy Karola Szymanowskiego. Plakat – marzenie każdego meloman, który i tak kocha tego starego safandułę Jana Sebastiana Bacha oraz Głuchego Geniusza Ludwiga van Beethovena, jak i całą resztę tych bardzo i mniej znanych.
Zatem zadzieje się dziś i zaczyna się zadziewać już pełna parą, bo ruszają zajęcia edukacyjne, zaczyna się Akademia Muzyki poświęcona właśnie geniuszom klasyki, bo za chwilę Festiwal Muzyki Współczesnej. No dzieje się mnóstwo rzeczy. A serce melomanki się mocno cieszy.
A teraz z drugiego kątka, choć nadal kulturalnego. Bo o dewastacji i nieumiejętności remontu parku Wiosny Ludów zwyczajnie nie mogę pisać, ponieważ musiałabym używać słów powszechnie uważanych za obraźliwe i obelżywe, a nie chcę tego robić. Zatem o kulturze. Otóż nabyłam ci ja sobie Niezbędnik Polityki poświęcony naszym zachodnim sąsiadom, bo jak powszechnie wiadomo, to też mój dość potężny fiś. I tam w kawałeczku poświęconym wybitnym pisarzom – wybitnym niemieckim pisarzom na przestrzeni całej historii niemieckiej literatury, że podkreślę, jest postać Christy Wolf. Stoi jak wół, że urodziła się w Landsbergu – dzisiejszym Gorzowie, a największe uznanie i miejsce w panteonie przyniosły jej „Wzorce dzieciństwa”, książka, która jest podróżą sentymentalną do miasta urodzin, jaką pisarka odbyła w 1972 roku. I tak to pozostawię, bo o co tu więcej pisać. Skoro inni ją doceniają….
Renata Ochwat
Ps. Dziś mija 458 lat od śmierci Hansa Herrendorfa, burmistrz miasta, którego choroba stała się pretekstem do oskarżenia i spalenia czterech kobiet podejrzanych o rzucenie czaru. Ciekawostką jest to, że wskutek dawnego konfliktu z superintendentem Waltersdorfem, który odmówił mu pochówku w kościele, burmistrz został wyjątkowo pochowany na przykościelnym cmentarzu. Moim zdaniem za to, że na stos poszły niewinne kobiety powinien być pochowany gdzieś pod jakimś płotem.
Ledwo co trawka urosła, a już w ruch poszły kosiarki. Przyznam, że mało co mnie irytuje bardziej, niż warkot kosiarek właśnie.