2021-10-19, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Nadal nie wiadomo, kto i za ile wybuduje centrum przesiadkowe w mieście. Mnie tylko zastanawia, czy urzędnicy, którzy forsują ten pomysł, byli tam kiedykolwiek.
Czy byli i czy próbowali korzystać z transportu publicznego? Bo to jest kluczowe pytanie. Mam wrażenie, że nie byli i co więcej, bardzo dawno nie korzystali właśnie z takiego transportu. Bo budowa tego centrum, to jakieś tragiczne zaklinanie rzeczywistości.
Po pierwsze, pociągi jeżdżą tylko w trzech kierunkach i jest ich mało. Są kiepsko skomunikowane jeśli chodzi o przesiadki, zwłaszcza d Berlina. Dlatego lepiej jest pojechać do Kietz i zostawić tam auto. Bo wahadło z Kietzu do Berlina jeździ co godzinę niemal przez całą dobę.
Po drugie – nie warto budować centrum tylko dla jednego pociągu do Warszawy, którym i tak niezbyt dużo ludzi jeździ. A najwięcej to amerykańska armia ze Skwierzyny do Gorzowa na zakupy.
Po trzecie – nie ma praktycznie żadnych połączeń PKS Gorzów, nie dojeżdżają już autobusy innych PKS. Nawet prywatny przewoźnik, który jeździ po regionie, nie korzysta z dworca PKS, bo mu zwyczajnie nie po drodze.
I po następne – ponoć ma tu zawracać tramwaj, który może tu dojechać, ale po co? Przecież nikt za bardzo z niego tu nie korzysta. To był durny pomysł tracącej na znaczeniu lokalnej gazety, z którego MZK dość szybko się wycofał i bardzo dobrze.
Zatem po co centrum przesiadkowe? Chyba po to, żeby usunąć resztki zieleni z tego kawałka miasta oraz pomnik polskich kolejarzy zapomniany już także przez nich.
Wystarczy pojechać do Zielonej Góry i zobaczyć, jak wygląda ich centrum przesiadkowe, które absolutnie nie jest rozbuchanym budyniszczem, a faktycznie wygodnym miejscem kumulującym ruch transportu publicznego, który tam faktycznie jest. Kiedyś to był taki mały ciupek budowlany. Dziś nim nadal jest, ale rozbudowano infrastrukturę komunikacyjną, tylko komunikacyjną i powstał nowoczesny dworzec, gdzie i kasy działają, i kawy się można napić, a nawet kupić gazetę.
Oczywiście wiem, że centrum powstanie. Pytanie pozostaje otwarte – dla kogo? Bo nawet uczniowie do gorzowskich szkół średnich dojeżdżają do nich swoimi samochodami, co wyraźnie widać choćby na ulicy Strzeleckiej zamienionej w dziki parking.
Renata Ochwat
Ps. Dziś mija 515 lat od chwili, gdy przestała istnieć parafia św. Jerzego na lewym brzegu Warty. Stało się to po śmierci ostatniego proboszcza, Georga Schwartza. Wówczas to bp poznański Jan Lubrański (1456-1620) wyraził zgodę, by dotacja miasta dla ołtarza NMP w tym kościele przeznaczona została na potrzeby rektora szkoły. Tak zakończyła życie stara landsberska parafia.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.