Znicze się palą cały czas, i co z tego?

2021-10-25, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Mało brakowało, a byłaby powtórka z tragedii. Co prawda nie w kolejną niedzielę, a sobotę i odrobinę później, ale miejsce i okoliczności niemal dokładnie te same.

I co z tego, że przez dwa tygodnie był żal i płacz? I co z tego, że białe balony pofrunęły w powietrze na cmentarzu i pod moim oknem? I co z tego, że cały czas palą się znicze przy feralnej kamienicy?

Nic. Czyli dokładnie to, co napisałam już kilka razy. Bo w minioną sobotę znów doszło do powtórki. Tyle tylko, że tym razem udało się uniknąć nieszczęścia i jednemu z kierowców w ostatniej chwili udało się wymanewrować. Mało brakowało, a mnie by trafił samochód z kilkoma młodzieńcami na pokładzie, którzy jechali jak piraci i mieli generalnie dobrą zabawę, że prawie doszło do zderzenia. Okoliczności były identyczne, jak w przypadku tego straszliwego wydarzenia z 10 października.

Mnie sparaliżowało, długo po trzęsły mnie się ręce. Ciągle słyszę ten durny rechot, że jakie kozaki, że super się udało.

Możemy sobie pisać, możemy sobie dyskutować, ale dopóki nie zapadną jakieś decyzje i nie będą konsekwentnie przestrzegane, cały czas będą się takie rzeczy wydarzać. Po 10 października przez media społecznościowe przewinęła się spora dyskusja o tym, co zrobić. Padło trochę sensownych pomysłów.

Zatem może tak. Może maksymalnie ograniczyć prędkość poruszania się samochodów po centrum. Wzmocnić liczbę patroli i zwyczajnie mocno karać za przekraczanie szybkości. Bo tu nic innego nie pomoże. I mam na myśli nie tylko moją długą i prostą ulicę, ale całe centrum, bo wariaci pojawiają się wszędzie. Skoro kozacka dusza, a moim zdaniem dusza jakichś idiotów nakazuje im takie a nie inne zachowania, to niech wiedzą, że łamanie prawa się nie opłaca.

Oczywiście wiem, że to wołanie na puszczy, bo to niepopularne rozwiązanie, które bije w potencjalnych wyborców – cokolwiek to znaczy, ale chyba wyjścia nie ma.

Renata Ochwat