2021-11-02, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Powiem tak, spóźnienie tylko 15 minut w dniu, kiedy cała Polska rusza, aby gdzieś w odległym zakątku zapalić znicz, jest wydarzeniem godnym wspomnienia.
Wracałam z Miasteczka po świątecznym weekendzie. To, że nie mogłam kupić biletu przez Internet, bo szlag trafił kolejny raz system kolejowy, uważam za mały pryszczyk. Ale to, że IC mewa w takim dniu, jak 1 listopada spóźnił się zaledwie 15 minut, to już jest duże wydarzenie. Bo zwykle spóźnia się przynajmniej pół godziny, jeśli nie więcej.
W międzyczasie, cokolwiek to znaczy, na stację w Miasteczku przyjechał – punktualnie – pociąg do Zielonej Góry i tak sobie stał i czekał, aż IC wjedzie, bo przecież nie ma drugiego toru. Bo i po co komu dwutorowe koleje w środkowoeuropejskim państwie. Najważniejsze, żeby milion i jedna spółeczki sobie dobrze żyły. Zresztą to, co przyjechało z Miasta i podążało do Winnego Grodu nijak nie pasowało do taboru Polregio, więc może było to coś wypożyczone?
W ostatnim czasie podróżowanie pociągami znów stało się wyzwaniem. Bo to się coś wykolei i opóźnienia sięgają ponad 180 minut – jak to w ubiegłym tygodniu się zdarzyło. A to się popsują dwie z dwóch lokomotyw i nie ma jak wyjechać z Miasta nad Trzema Rzekami, bo przecież konia się do tych trzech wagonów, które muszą dojechać do węzła w Zbąszynku czy innym Krzyżu się nie uwiąże. Bo przecież koni nie ma już prawie, a po drugie, nawet jakby były, to się nie znajdzie nikt, kto by ten zaprzęg poprowadził.
O tym, że Landsberg wcześniej, a obecnie Gorzów leży na peryferiach wszelakich nikogo za bardzo nie trzeba przekonywać. Ci, co mieli jeszcze jakieś wątpliwości, mogą się teraz naocznie przekonać. Bo naprawdę wyjazd i wjazd do miasta staje się wyzwaniem.
No i jak do tego dołączyć bulwar, który jakieś lata temu stał się miejscem czarownym, do którego przychodziły dziesiątki mieszkańców, znów straszy zapomnieniem i pustką. Ech….
Chyba mnie dopada listopadowa melancholia.
Renata Ochwat
PS. 210 lat temu w mieście ponownie zapłonęły olejowe latarnie uliczne. Pierwsze takie oświetlenie uruchomiono już w 1734, ale nie przetrwało ono dłużej, teraz na mieście zainstalowano dziesięć latarni umieszczonych na żelaznych ramionach umocowanych na domach. W latach 1812-24 ich liczba wzrosła do 24. Oświetlenie finansowane było częściowo z opłat za publiczne zabawy taneczne. Resztę kosztów pokrywała kamera miejska. Ustalono, że za każdy wieczór, w którym odbywać się będą publiczne potańcówki, każdy gospodarz lokalu zapłaci po 4 grosze. No proszę…..
Bo tak naprawdę tylko to nam zostaje. Mamy bowiem wykluczenie komunikacyjne i białą plamę informacyjną.